czwartek, 31 lipca 2014

Swiatło cienie - Rafał Dębski - recenzja

Kosmos, gwiazdy, niezbadane planety, obcy – to od zawsze nas fascynowało. No… przynajmniej większość. Ludzie z natury są ciekawi, a ich wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach. Więc dlaczego nie stworzyć samemu własną planetę z całkowicie inną rzeczywistością? Próbę zrealizowania takiego pomysłu podjął Rafał Dębski w swojej książce „Światło cieni”. Czy projekt można uznać za udany?

Sam autor książki, jako osoba z planety Ziemia, ma dużo wspólnego z kosmosem. Urodził się 43 dni przed lądowaniem załogi Apolla 11 na Księżycu. Z zawodu psycholog, z wyboru – pisarz i tłumacz. W swoim dorobku posiada powieści różnego gatunku, a sam twierdzi, że duchowo czuje się bardziej rycerzem, aniżeli psychologiem.

Ale przejdźmy do książki…

Głównym bohaterem jest komandor Rauben – z natury człowiek nieustępliwy, pełen samozaparcia, odwagi i wiary we własne poglądy. W rezultacie, kiedy żołnierze zaczynają twierdzić, iż widują dziwny rodzaj mgły, pojawiającej się znikąd, Rauben musi się mocno wysilić, aby uwierzyć w tą teorie. Zadaniem komandora jest udowodnić, że planeta nadaje się do zaludnienia. Tymczasem pracownicy twierdzą, że poza nimi znajduje się tu ktoś jeszcze. Kiedy czytniki paranormalne nie wykazują obecności nadnaturalnych stworzeń, a członkowie załogi zaczynają przejawiać coraz częstsze napady agresji, Rauben rozkazuje opuścić planetę. Podczas rutynowego wybudzania, okazuje się, że komputer już wcześniej przeprowadził podobną operację na innym członku załogi, która spowodowała cofnięcie się jego umysłu do etapu osiemnastomiesięcznego dziecka. Wychodzi na jaw, że na statku oprócz ludzi, znajduje się „coś” jeszcze…

Kiedy pierwszy raz wzięłam książkę w swoje ręce, byłam zachwycona. Ciekawa okładka, intrygujący tytuł, a jeszcze bardziej tajemniczy opis na odwrocie. Czego chcieć więcej? Problemy zaczęły się po 15 stronie.

Rauben jest postacią dobrze opisaną, a jego wewnętrzny monolog może zainteresować człowieka. Pod warunkiem, jeżeli nie opowiada o „deprywacji sensorycznej w roztworze fizjologicznym o temperaturze ciała”. Niestety, połowa książki jest właśnie w ten deseń. Przyznam szczerze, nie jestem mężczyzną studiującym astronomię, biotechnologię, albo jeszcze jakiś inny kosmos. Jestem dziewczyną, lubiącą dobrą fantastykę, historie romantyczne i ostrego rocka. Dlatego, kiedy zaczęłam czytać o konsoli mózgu głównego, odechciało mi się. Warsztatowo książka jest doskonała. Brakuje tylko ogólnego sensu, jakiegoś motywu przewodniego, głównej wartości. Może gdyby wyciąć fragmenty opisujące sprzęty nie z tej ziemi, można by się wciągnąć w ogólny zarys fabuły, która ,mimo wszystko, jest do rzeczy. Wodolejstwo. To chyba dobre określenie. Jeśli chodzi o komandora Raubena jest podobnie. Ogólnie, przez połowę książki stara się dowiedzieć, o co w ogóle chodzi. Podejrzewam, że ma jakiś problem ze sobą, bo jako postać książkowa jest strasznym gburem. A jeszcze jak na złość, przyszło mu okiełznać drugie tyle gburów, w postaci jego załogi. Tragedia…

Dla porównania, sprawdziłam opinie innych czytelników. Były podzielone na te bardzo dobre i na te „nic szczególnego”, więc książka jakaś bardzo zła nie jest. Mimo wszystko, ja zaliczam się do tych drugich.

Podsumowując. „Światło cieni” polecam osobom, które mają ochotę na niezobowiązujące science fiction i są fanami nowoczesnej technologii. Ta pozycja nada się idealnie.

Natalia Laskowska

Za książkę dziękujemy:


3 komentarze:

  1. oj nie, to nie dla mnie do końca :P
    Pozdrawiam,
    Natalia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Profesjonalna recenzja jednak to nie jest temat o którym chcialabym czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, te klimaty są dość...specyficzne, moje Panie :)

    OdpowiedzUsuń