Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo fabryka słów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo fabryka słów. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 lipca 2012

Malowany człowiek - Peter V. Brett - recenzja


Dla ludzkości nadeszły ciężkie czasy. Po przegraniu długotrwałej i wyniszczającej wojny ludzie zmuszeni są do życia w strachu. Mimo że w ciągu dnia żyją normalnym trybem, wraz z nadejściem nocy gromadzą się w domostwach otoczonych ochronnymi runami, a to, co ukryte w mroku, na zewnątrz, czyha na ich najmniejszy błąd. Co noc bowiem na powierzchni ziemi materializują się demony, przybysze z Otchłani, dla których sensem istnienia jest wyrządzanie cierpienia i zabijanie wszystkiego co żyje. Ludzie, którzy zapomnieli jak tworzyć bojowe runy sprzed wieków, nie potrafią sprostać przeciwnikowi i żyją tylko jedną nadzieją – żeby tej nocy magiczne znaki nie zawiodły i oby tylko udało się przetrwać do ranka.

Z nieśmiertelnym przeciwnikiem nie da się wygrać; tak przynajmniej twierdzi większość, a ci, którzy wspominają legendy o Zbawicielu, który w minionej wojnie jakoby sam jeden niszczył legiony przeciwników, są postrzegani jako szaleńcy. Nie wszystkim jednak życie w strachu i niepewności odpowiada. Niektórzy, którzy już od młodych lat na co dzień muszą być świadkami śmierci najbliższych, żyją nadzieją, że kiedyś uda się odtworzyć wiedzę z przeszłości i stawić czoła zagrożeniu.

Do takich niepokornych jednostek należy Arlen – chłopiec od dzieciństwa marzący o zostaniu posłańcem. Ci nieustraszeni podróżnicy, którzy dzięki przenośnym kręgom runicznym jako jedyni mają odwagę nocować na niezabudowanym terenie, dzięki temu stanowiąc spoiwo całej ludzkości kryjącej się w odosobnionych miastach i wioskach, są dla niego uosobieniem wszystkiego, czym chciałby zostać. Młodzieniec marzy o tym, by w pojedynkę sprostać lękom i pokazać demonom, że nie są mu straszne. Bo czym innym jest krycie się w domostwie za ścianami opatrzonymi runami, a co innego nocować pod gołym niebem, gdzie człowieka oddziela od upiorów tylko i wyłącznie niewidzialna magiczna zasłona. Wielu nie miałoby odwagi zasnąć, widząc wokół siebie, tuż obok, setki żądnych krwi Otchłańców.

Czy jest jednak sens planować przyszłość w świecie, gdzie jeden zabłąkany listek spadając na run sprawia, że w zbawiennej osłonie tworzy się wyrwa, a demony wdzierają się do wnętrza, kończąc życie znajdujących się tam ludzi na wiele okrutnych sposobów? Czy w takim świecie można mówić o przyszłości? Przyszłość to mrok, a w mroku czai się gniew!

Krzyk gniewu i rozpaczy jest jedyną przyszłością Arlena. W pewien sposób spełni on swoje marzenie – nie będzie się krył przed zagrożeniem jak królik w swojej norze. Jego strach stanie się pięścią gniewu, a ta zmieni się w symbol walki. Mimo że Arlen straci swoje imię, już nigdy nie będzie bezimiennym.

Malowany człowiek” jest powieścią nad wyraz zaskakującą. Wyobraźcie sobie poetycki i niesamowity świat „Czarnoksiężnika z Archipelagu” Ursuli K. Le Guin zmiksowany z atmosferą gry „Diablo”. Wyobraźcie sobie książkę, która łączy tyle samo akcji, co elementów obyczajowych, obecnych w fascynującym świecie. Peterowi V. Brettowi udało się stworzyć tę niecodzienną mieszankę, dzięki czemu powstała opowieść wciągająca szybką i wartką fabułą, jak i pokazująca realia życia w całkiem innej rzeczywistości, narzucająca czytelnikowi niezwykle sugestywne obrazy nie tylko samego świata, ale też psychiki żyjących w nim postaci.

„Malowany człowiek” nie daje odbiorcy wiele powodów do rozmyślań, jednak ma tę niesamowitą zdolność, że jego okładkę pokrywa ten magiczny rodzaj „kleju”, który nie pozwala odłożyć książki na bok. Nieważne, czy będziecie ją czytali w tramwaju, w pracy czy w domu przy ciepłej herbacie – ciężko będzie się Wam od niej oderwać, a kolejne strony będą przemijały z prędkością błyskawicy. A w rozbłysku tejże błyskawicy zobaczycie twarz pokrytą znakami, twarz Malowanego Człowieka!

Recenzję napisał: Paweł Olejniczak

środa, 28 grudnia 2011

Brylantowy miecz, drewniany miecz - Nik Pierumov - recenzja


Względny pokój trwa już od dwustu lat. Cały kontynent został podbity przez ludzi, i ich Imperium rządzi niepodzielnie i nieprzerwanie. Stare rasy – Danu, krasnoludy, elfy – z którymi ludzie wygrali wojnę nie tylko o obszary do zamieszkania, lecz również o przeżycie całego gatunku, po swojej porażce zostały niemal doszczętnie wymordowane, a ich niedobitki stały się niewolnikami. Jako oznaki poddaństwa Danu noszą żelazne obroże na szyjach, a krasnoludy drewniane tabliczki. Ludzie pokonali przeciwników, bo potrafili odejść od zwyczajów i tradycji, dostosowując się do nowych warunków. Umiejętność adaptacji okazała się elementem decydującym i pozwoliła im z łatwością wykorzystać słabości starych ras. Wzajemna nienawiść osiągnęła swoje apogeum i nawet po zakończonej wojnie ludzie pokazują wielką niechęć do podbitych narodów, natomiast niedobitki pozostałych, żyjąc w kajdanach mają nadzieję, że być może kiedyś uda im się odzyskać dawną świetność.

Co łączy dziewczynkę z rodu Danu, noszącą żelazną obrożę, cesarza Imperium i magów, którzy mimo że doprowadzili do zwycięstwa w wojnie, są znienawidzeni przez absolutnie wszystkie rasy, łącznie z ludźmi? Losy ich wszystkich splotą się, nawet jeśli oni sami nigdy się nie spotkają. Sprawi to Ímmêlstöůň, legendarny drewniany miecz Danu, który rodzi się wewnątrz jednego z drzew świętego lasu raz na sto lat. Dzięki mocy zmieniania losów historii może okazać się artefaktem, który odmieni przeznaczenie całych ras. Jednak ile jest prawdy w przepowiedni, która głosi, że kiedy drewniany miecz Danu obudzi się w tym samym momencie, co jego brylantowy brat należący do krasnoludów, zakończy się pewna era? Tego nie wie nikt, jednak same podejrzenia doprowadzą do wielu dramatycznych zdarzeń i nieodwracalnych decyzji.

Brylantowy miecz, drewniany miecz”, będący pierwszą z „Ksiąg Przełomu” jest standardową opowieścią fantasy, wypełnioną różnymi rasami, magią oraz awanturniczymi przygodami. Wielość bohaterów, miejsc oraz dramatyczne zwroty akcji sprawiają, że mimo dość niemrawego początku książkę połyka się dość szybko, a losy bohaterów zaczynają interesować. Szczególnie że ci zwykle okazują się inni, niż można by założyć patrząc na ich role. To niestandardowe ukazanie postaci jest niewątpliwie jedną z największych zalet książki. Mimo dość prostego stylu, w jakim została ona napisana, wiarygodnie skonstruowani bohaterowie sprawiają, że wiele opisanych motywów bardzo zyskuje na jakości. Imperator buntujący się przeciwko elitom władzy, bezczelni niewolnicy oraz zadufani i dumni ze swojego bohaterstwa ludzie unikający konfrontacji wypełniają „Brylantowy miecz, drewniany miecz” sporą dawką ”nieoczekiwanego”, dzięki której czytelnik nigdy nie wie, czego dokładnie może się spodziewać.

Książka ta jest przykładem typowej rosyjskiej fantastyki. Napisana jest swobodnym, luźnym stylem, narracja prowadzona jest jak w opowieści snutej przy kuflu z piwem, przez co z jednej strony czyta się ją przyjemnie i szybko, jednak czasami można nie docenić co ważniejszych momentów. Nie jest to jednak spora wada powieści i mogę ją polecić każdemu, kto szuka standardowej historii fantasy, która może nie poruszy światopoglądem czytelnika, jednak zaciekawi na tyle, że z chęcią będzie oczekiwać na drugi tom.

Recenzję napisał dla nas: Paweł Olejniczak


Autor: Nik Pierumov
Tytuł: Brylantowy miecz, drewniany miecz t.1
Data wydania: sierpień 2011
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 978-83-7574-596-2
Wymiary: 125 x 195
Oprawa: miękka
Seria: Obca Krew
Fragment książki: dostępny na stronie


poniedziałek, 7 listopada 2011

Wielka inwersja - Catherine Asaro - recenzja


Zastanawialiście się kiedyś, co by się stało, gdyby teorie przedstawiane przez takich naukowców jak Erich von Däniken były prawdą? Gdyby przedstawiciele obcej rasy naprawdę odwiedzili naszą planetę i uprowadzili część jej mieszkańców? Gdyby potomkowie ludzi zasiedlali kolonie we wszechświecie i rozwijali się, korzystając ze spuścizny pozostawionej im przez bardziej rozwiniętych obcych? Okazuje się, że nie są to teorie wyssane z palca i taka sytuacja naprawdę miała miejsce. Przodkowie Ziemian, rozwijający się dzięki wiedzy obcych, w ciągu kilku tysięcy lat wyprzedzili technologicznie swoich pobratymców i kiedy Ziemianie zaczynali wyruszać w kosmos w dwudziestym pierwszym wieku, kosmiczni przesiedleńcy już od dawna budowali i podbijali kolejne imperia galaktyczne. O dziwo, po spotkaniu obu ludzkich „plemion” doszło do ich połączenia i wymieszania. Dla jednych nastąpił ogromny „zastrzyk” wiedzy, drudzy natomiast wzbogacili kulturę swoich społeczeństw. Od tego czasu minęły już dwa stulecia...

Obecnie galaktyka podzielona jest na trzy wielkie imperia – Sojusz Ziemski, Imperium Skolii oraz Ugodę Eubiańska. Od lat trwa niewypowiedziana oficjalnie wojna pomiędzy Skolianami a Eubianami, nazywanymi przez tych pierwszych Handlarzami. Nazwa ta wynika z tego, że eubiańska ekonomia opiera się na handlu ludźmi. Szczególnie cenni są będący elitą Skolii psioni, zwani potocznie empatami lub telepatami. Badania genetyczne prowadzone w przeszłości doprowadziły do powstania dwóch rodzajów empatów. Jednym są Rhoni, którzy potrafią odczuwać emocje innych osób, czasami odczytywać ich myśli oraz porozumiewać się z nimi bez słów. Stanowią oni elitę władzy i sił zbrojnych Skolii. Rhoni doczekali się potężnych przeciwników w postaci Aristo, władców Eubian. Ich rozwój poszedł w innym kierunku; za idealny rozwój ciała zapłacili okrojeniem możliwości psychicznych. Są bowiem w stanie odczuwać głównie wyraźnie nakierowane uczucia, takie jak strach czy ból. Wraz ze wzrostem intensywności odbieranej emocji, Aristo mocniej przeżywają chwile uniesienia, co doprowadza do uzależnienia od strachu innych ludzi. Czyni to z Aristo największych sadystów wszechświata. Konflikt z Rhonami był nieunikniony, gdyż Rhoni będący empatami przynoszą Handlarzom dużo większą przyjemność od zwykłych ludzi; im silniejszy empata, tym większa ekstaza.

„Wielka inwersja” to pierwszy tom popularnej sagi opowiadającej o losach Imperium Skoliańskiego. Jej fabuła, mimo że przesycona akcją, skupia się na przemyśleniach i odczuciach głównej bohaterki, Sauscony Valdorii, priman (co jest odpowiednikiem stopnia admiraslkiego) sił Skoliańskich. Jest ona potężnym Rhonem, na dodatek będąc siostrą Imperatora i jednym z potencjalnych następców tronu, stanowi łakomy kąsek dla sił wroga. Dlatego też elita Imperium stara się odsunąć kobietę od wykonywania zadań frontowych i przydzielić jej pracę na z dala od terenów, na których toczą się najcięższe walki. Ona jednak, kierowana wewnętrznymi rozterkami, nie daje sobą manipulować i doprowadza do wielu zawirowań wśród Skolian.

"Wielka inwersja" bez wątpliwości może zostać zaliczona do gatunku space opery, jednak to nie starcia wielkich kosmicznych flot są dominującym elementem książki. Jak już wspominałem, są nim przemyślenia bohaterki, która, choć jest oficerem od wielu lat działającym na pierwszej linii frontu, ma więcej wątpliwości niż przeciętna nastolatka. Książka opisuje moment w jej życiu, który zadecyduje, czy ból i zgorzknienie zgromadzone przez lata doprowadzą do załamania nerwowego, czy popchną ją do zdecydowanych kroków ku zmianom. Sauscony ma tym trudniejsze zadanie, że jej postępowanie oraz decyzje mogą wpłynąć na losy całego Imperium.

"Wielka inwersja" nie jest tekstem literackim na miarę "Diuny" czy innych dzieł uznanych za klasykę literatury fantastycznej, jest jednak miłym przerywnikiem pomiędzy wypełnionymi patosem książkami podobnego typu. Opisuje nie starcia we wszechświecie, lecz w wewnętrznym "kosmosie" bohaterki. Cały świat oraz zdarzenia przedstawione w książce stanowią tylko i wyłącznie tło do ukazania pani Valdorii. Jest to ciekawy zabieg, gdyż w pewien sposób pokazuje realia w bardzo subiektywny, ale i przez to nieco bardziej wiarygodny sposób.

Do wad zaliczyłbym tylko dość dużą czcionkę, która sprawia, że grubą książkę czyta się dość szybko, a przez to nie wystarcza jej na długo, oraz odblaskową okładkę, powodującą, że obrazek, który w zapowiedziach wyglądał rewelacyjnie, w formie wydrukowanej prezentuje się blado.

Polecam zatem "Wielką inwersję" wszystkim tym, którzy szukają troszkę melancholijnej opowieści o smutku, radości, nienawiści i miłości, okraszonej walkami w kosmicznej przestrzeni. Mimo wszelkich prób autorki ciężko nazwać "Wielką inwersję" powieścią ambitną, jednak mimo tego czyta się ją miło i przyjemnie.

Książka została wydana przez Fabryka Słów
Recenzje napisał: Paweł Olejniczak
Fragment książki do przeczytana na =>tej stronie<=

sobota, 5 listopada 2011

Czarny horyzont - Tomasz Kołodziejczak - recenzja


Kiedy nadeszli, skończył się świat, jaki znamy. Ich drogę znaczyły miliony ofiar. Ludzie umierali, a sama Ziemia jęczała. Potężni, niepokonani i niewyobrażalnie okrutni. Barlogi pokazały rasie ludzkiej, co oznacza prawdziwy strach. Od momentu pojawienia się w naszej rzeczywistości, nic nie mogło ich powstrzymać; żadna broń, żaden naród. Dopiero przybycie elfów odmieniło układ sił. Wolna Polska, wsparta przez oddziały niespodziewanego sojusznika, odparła atak potworów i ustanowiła przyczółek normalności w koszmarze zwanym kiedyś Europą.

Od czasu Zaćmienia, jak potem nazwano pojawienie się balrogów i okres walk, jakie po nim nastąpiły, minęło kilkadziesiąt lat: w tym czasie zmieniła się nie tylko mapa świata, lecz również światopogląd ludzi. Przyzwyczaili się oni do obcowania z magią elfów. Królestwo Polskie pod władzą elfiego króla Bolesława Arr'Ritha skutecznie stawiło odpór demonicznym istotom, które zawładnęły niemal całym kontynentem, zabijając większość ludzi, a z reszty czyniąc swoich niewolników. Po zewnętrznej stronie magicznej bariery ludzie przeżywają okropności, których nie byli sobie w stanie wyobrazić nawet mieszkańcy obozów zagłady z czasów Drugiej Wojny Światowej, natomiast Polacy robią to, co potrafią najlepiej – skutecznie przeszkadzają w realizacji planów silniejszemu przeciwnikowi. Na ich potrzeby rozwija się nowoczesna technologia wzbogacona elfickimi czarami. Miasta odbudowano zgodnie z zasadami feng szui, a dzwony kościelne wybijają rytm magicznych mantr ochronnych. Niecodzienna mieszanka uporu, wiary i patriotyzmu uczyniła z Polaków naród idealny do walki z najeźdźcą.

Tomasz Kołodziejczak, twórca wielokrotnie nagradzany najbardziej prestiżowymi nagrodami literackimi, publicysta i wydawca, stworzył powieść na pograniczu science fiction, fantasy i horroru, w której nie brakuje też akcentów steampunkowych. Udowadnia, że mieszanka tych gatunków niesie ze sobą ogromne możliwości; „Czarny horyzont” jest bowiem tekstem nie tylko ciekawym, ale bardzo oryginalnym i prezentującym niezwykle barwny i niesamowity świat. Książkę Kołodziejczaka połyka się jednym tchem; czytelnikowi trudno jest odłożyć ją na półkę, gdyż każda przerwa opóźnia moment odkrycia wszystkich tajemnic świata będącego areną ludzkich zmagań z barlogami.

Fabuła, która sama w sobie nie jest szczególnie odkrywcza, zyskuje wiele na jakości dzięki umieszczeniu jej w gruntownie przemyślanej i zaplanowanej rzeczywistości. Coś, co normalnie byłoby zwykłą przygodą, tutaj jest drogą do poznania świata otaczającego bohaterów. Trzeba jednocześnie przyznać, że nie jest to proste zadanie; w Europie po Zaćmieniu panują inne prawa fizyki i chemii, niż te znane dotychczas ludziom wychowanym w świecie nauki. Miasta i rzeki zmieniają swoje położenie, a żyjące satelity oraz wszechobecne projekcje astralne nie są tutaj niczym dziwnym, a niektórymi osobliwości nie powstydziliby się nawet bracia Strugaccy w swoim słynnym „Pikniku na skraju drogi”.

Kołodziejczak wyróżnia się też wśród sporej części dzisiejszych pisarzy fantastyki tym, że potrafi umiejętnie używać języka polskiego i naginać go do swoich potrzeb, bez konieczności łamania reguł jego poprawności. Warsztat literacki, który zaprezentował tworząc „Czarny horyzont” zasługuje na słowa pochwały i sprawia, że można dalej wierzyć, że Polacy potrafią pisać nie tylko ciekawie, ale też pięknie. Język jest tu ewidentnie narzędziem, nośnikiem treści, został jednak wykorzystany z wielką rozwagą i to dzięki niemu możemy pogrążyć się w fabule bez konieczności skupiania się na próbach uchwycenia sensu zdań, co przy mnogości użytych neologizmów jest naprawdę godnym podziwu osiągnięciem.

Kolejną zaletą jest przyjemna dla oka oprawa graficzna. Książka została wydana na papierze dobrej jakości, bez przesadnie powiększonej czcionki i z gustownie wykonaną okładką, która dobrze nawiązuje do treści.

Cóż zatem można powiedzieć o „Czarnym horyzoncie”? Jest to powieść, która powinna zadowolić zarówno fanów SF, jak i miłośników fantasy. Ciekawa fabuła, wartka akcja, niecodzienna kreacja świata i nienaganna forma literacka sprawiają, że jest to ewidentnie jedna z ciekawszych książek fantastycznych stworzonych przez polskiego autora. Teraz należy jedynie czekać, żeby autor powrócił jeszcze do świata elfów i balrogów, wypełniając go kolejnymi przygodami pokaźnego grona występujących w nim postaci.

Bóg, honor, ojczyzna! Jeszcze Polska nie zginęła!

Za recenzje dziękujemy bardzo Pawłowi Olejniczakowi