
„Rycerz Siedmiu Królestw” to przede wszystkim książka, która nie jest niemożliwie rozciągniętą powieścią, spisaną na tysiącach stron. Spotykamy się tutaj z trzema opowiadaniami, co prawda dość sowitymi, ale skonstruowanymi przez autora tak, że wręcz pochłania się je w mgnieniu oka. Cała książka jest napisana w nieco luźniejszej formie niż książki z sagi. Oczywiście nadal pozostajemy w krainie Westeros, ale sama akcja toczy się wiele lat przed wydarzeniami z Gry o Tron, gdy władze sprawował ród Targaryenów.
Każde z opowiadań w książce to oddzielny epizod z podróży wędrownego rycerza Dunkana i jego giermka Jaja na północ. Ta para głównych bohaterów wygląda na troszkę niedobraną. Dunk to silny, starszy i dojrzalszy chłopak, mający ‘aż’ siedemnaście lat. Nie jest może najbystrzejszą osobą, ale zdecydowanie nadrabia to swoją odwagą i dobrym sercem. Urodził się w slumsach i tam właśnie spędził swoje dzieciństwo. Tylko zbieg okoliczności sprawił, że został wzięty na giermka. Wędrowny rycerz nauczył go jak być dobrym człowiekiem i nienajgorszym wojownikiem, lecz chłopak nie jest bez skazy. Poznajemy go, gdy zakopuje ciało swojego mentora. Ale spokojnie, nie zabił go! Rycerz zmarł, a Dunk jako jego giermek zajął się pochówkiem. Jak wspomniałam, nie był zbyt bystry, dlatego nie pomyślał o udaniu się z ciałem w rodzinne strony swojego opiekuna.
Kłopotem był cały ekwipunek, który został po zmarłym. Młodzieniec nadal był giermkiem i nie mógł tak po prostu sobie go wziąć. Postanowił więc, że przywłaszczy sobie dobytek i przed całym światem będzie udawał, iż jest Dunkanem Wysokim, a pasowany na rycerza został tuż przed śmiercią mistrza. Decyzja ta pociągnęła za sobą sznurki konsekwencji, a że nasz główny bohater często myśli po fakcie… ‘’Dunk przygłup, tępy jak buzdygan…”, nie działa na jego korzyść. Jednakże na swej drodze spotyka pewnego dziesięcioletniego młodzieńca. Łysy chłopak z ciętym językiem okazuje się być kimś znacznie ważniejszym niż – jak myślał na początku Dunk – stajennym. To właśnie on zostanie giermkiem o imieniu Jajo.
Obydwu czeka spora masa kłopotów, które nie będą bułką z masłem. Jak się okazuje, los wędrownego rycerza i jego pomocnika to ciężki kawałek chleba. Nie brak też dylematów moralnych: a to zewsząd oszustwa i blefy, a to panowie feudalni okazują się być niegodni przysiąg wierności, a to teorie spiskowe potwierdzają się w praktyce. Zaś sam wybór pomiędzy honorem lub życiem nie jest wcale taki oczywisty.
W książce roi się od turniejów rycerskich, pościgów i pojedynków. Nie ma za to aż tylu artefaktów magicznych, a sam czarnoksiężnik nie afiszuje się zbytnio z magią. Smoków też nie ma, więc albo już dawno wyginęły, albo się jeszcze nie wykluły. Żaden Władca Ciemności nie budzi się z długiego snu i nie pragnie demonicznie rządzić całym światem.
Wydawać by się mogło, że „Rycerz Siedmiu Królestw” to historia fantasy dla nieco młodszych czytelników. Jest to prawdopodobne, ale pamiętajmy, że nadal pozostajemy w uniwersum Gry o Tron. Może nie ma tu tak drastycznego makiawelizmu, jest mniej przemocy i seksu – bez wątpienia ze względu na wiek bohaterów. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której trzeba pamiętać czytając tę książkę. Autor. W Martinowskich dziełach nie ma taryfy ulgowej. Nie spodziewajcie się więc sielskich przygód dwóch młodych mężczyzn. Obaj wielokrotnie spojrzą śmierci w oczy, poznają co to ból, cierpienie i okrucieństwo. Podobnie jak w sadze Pieśni Lodu i Ognia, ludzie giną często i gęsto i nie jest to nic nadzwyczajnego. Niemiej jednak jest to atut samego autora. Dzięki temu książki stają się bardziej realistyczne, acz nie brakuje w nich fantastyki.
Te trzy opowiadania to bardzo miła odskocznia od ciągnącej się historii mnóstwa bohaterów. Tutaj uwaga skupia się na losach dwóch postaci, co w dużym stopniu upraszcza nam lekturę. Możemy odwiedzić miejsca jeszcze przed pojawieniem się dobrze znanych bohaterów takich jak rodzina Starków, czy Lanisterów. Fani samej sagi sięgną po to na pewno, a ci, którzy jej nie znają „Rycerza Siedmiu Królestw” mogą przeczytać i zorientować się, czy będą zainteresowani taką lekturą. Opowiadania te nie wymagają znajomości całej krainy i zasad tam panujących. Za to świetnie pokazuje zalety pisarstwa Martina – barwny świat, równie barwne i ciekawe postacie, a dodatkowo mnóstwo intryg, tutaj nierozpisanych, na tysiące stron. Nie trzeba przecież zaczynać od wielotomowej sagi, aby dostrzec geniusz George’a R. R. Martina.
Serdecznie polecam!
Kasia Prokopek
Za książkę dziękujemy Wydawnictwu:
Hmm...bardzo ciekawa recenzja. Książka może być fajna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńStarałam się, żeby recenzja taka była. :D
~autorka
Ta książka sprawiła, że zaczęłam czytać PLiO... a to najlepszy prezent, jaki mogłam dostać od Dunka :) Bardzo mi się podobało!
OdpowiedzUsuńJestem fanką Gry o Tron, tak więc Rycerz jest pozycja obowiązkową :)
OdpowiedzUsuń