czwartek, 31 lipca 2014

Laura - J.K. Johansson - recenzja

Na bogatym rynku kryminałów, z których każdy zachęca do czytania niewyjaśnianą zagadką i zbrodniczą atmosferą, czasami trudno wyłowić świetny tytuł – ale od czego są chwyty marketingowe? Do promocji „Laury” nie posłużyło szumne obwieszczenie autora powieści kolejnym królem skandynawskiego kryminału, a serial z lat 90. – „Miasteczko Twin  Peaks”. Jednak każdy, kto chociaż raz obejrzał „Miasteczko Twin Peaks”, nie znajdzie w „Laurze” najmniejszej cząstki tamtego klimatu. Twin Peaks cechowała specyficzna aura niewyjaśnianych tajemnic. To gęsto utkana sieć związków między charakterystycznymi, często enigmatycznymi postaciami. A Palokaski? W Palokaski wieje nudą.

Tylko imię Laura łączy Palokaski z Twin Peaks. Fińska Laura zaginęła po weekendowej imprezie i nie wiadomo, co się z nią stało, natomiast amerykańska Laura została znaleziona martwa. Oczywiście wizerunek idealnej córki zostanie zbrukany przez hańbiące plotki – ale czy tylko plotki? Do fińskiego śledztwa włącza się przypadkowo Miia*, policjantka, specjalistka od społecznościowych mediów...uzależniona od Facebooka, obecnie zaczynająca pracę jako pedagog szkolny. Owe uzależnienie od Facebooka będzie dość istotnym wątkiem w powieści, ale również niejako znakiem współczesnych nam czasów, w których za pomocą takich portali możemy inwigilować życie znajomych, jak i nieznajomych osób, korzystać z tych portali jak ze źródła niewyczerpywanych plotek i dzięki nim szybko udostępniać ważne informacje.

Laura” zamyka się w 250 stronach – kryminalna powieść przypomina bardziej opowiadanie, które nie zostało należycie rozbudowane, a sam blurb został bardzo podkoloryzowany. Palokaski nie ogarnia „prawdziwa psychoza” – wydarzenia toczą się dość wolno i chociaż lokalne mają solidną i sensacyjną pożywkę, łącząc zaginięcie Laury z tragedią sprzed lat, nie doświadczyłam tutaj postaw skrajnej paniki, przerażenia czy powszechnej fobii na punkcie wypuszczania młodych ludzi z domu. Sama nie poczułam za bardzo wzruszona ani przejęta zaginięciem nastolatki, tymczasem obojętność czytelniczki wobec bohaterki nie powinno należeć do celów kreatora postaci.

Postacie przedstawione w „Laurze” są po prostu nieciekawe. Typowe. Banalne. Mało charakterne. Atmosfery wcale nie podgrzewają seksualne przygody Mii, ani jej pijackie spotkania z koleżankami, ani gorączkowe zachowanie jej brata, który staje się głównym podejrzanym. Za dużo uwagi poświęcono relacjom towarzyskim głównej kobiecej bohaterki, które nie wnoszą nic wartościowego do głównego wątku opowiadania ani kreacji Mii.Śledztwo toczy się dość krzywym torem – można odnieść wrażenie, że spora część wydarzeń ma miejsce tylko dzięki przypadkom. Nie ma tutaj bardzo wyraźnej linii postępowania śledczego, a akcja jest bardzo łatwa do przewidzenia. Zdarzenia, które mają zaskoczyć, można skwitować głębokim ziewnięciem – dzięki aż nadto widocznym przesłankom można daleko wybiec myślami. Największą wadą powieści może być jej nijakość. Właśnie nijakość jest główną cechą

„Laury” – tej powieści brakuje przede wszystkim wyrazistych postaci, ciekawie i z napięciem poprowadzonego śledztwa, manipulującej czytelnikiem narracji, wielostronnej perspektywy wydarzeń, głębszego poznania psychiki postaci poza kilkoma emocjonalnymi frazesami. Banalność bije po oczach, do czego przyczynia się również niewyróżniająca się niczym prosta narracja. „Laura” plasuje się poniżej oczekiwań zapalonego czytelnika kryminałów. Bardzo nisko.

„Laurę” można sklasyfikować jako czytelniczy zapychacz. Miłośnik kryminałów srogo zawiedzie się na krótkim i banalnym opowiadaniu o zaginionej nastolatce, w którym trudno dostrzec jakieś interesujące novum, ponieważ na planie fabularnym wyróżnia się tylko duża rola mediów społecznościowych. Można mieć tylko nadzieję, że wiatr przywieje tutaj klimat Twin Peaks, bo nie chciałabym, żeby kolejna wycieczka do Palokaski odbyła się tylko w jedną stronę – i skończyła śmiercią z nudów.

*Na okładce „Mia”, a w powieści „Miia”.

Katarzyna Kupczyk


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz