piątek, 21 lutego 2014

sPokolenie czyli gniew - recenzja

Czytając recenzje powieści przed i po przeczytaniu "Spokolenia, czyli gniew", zauważyłem, że często pojawiają się głosy iż jest to karykatura, lustro społeczeństwa czy, jak sugeruje wydawca, satyra na współczesność. Hmm, ja bym ujął to raczej jak książkowa wersja każdych jednych współczesnych wiadomości dowolnej dużej korporacji medialnej tj. skondensowane, wyselekcjonowane i ekstremalne złe i negatywne informacje o ludziach i o tym co w nich najgorsze, ale co nie oznacza, że są to informacje zmyślone, nieprawdziwe czy zmanipulowane. Czytając tę powieść nie chodziło mi po głowie „ah, jakże zmyślnie autor ten posłużył się metaforą, satyrą czy przejaskrawieniem”, ale raczej „no w zasadzie tak jest i bywa, i ludzie rzeczywiście tacy potrafią być wobec bliźniego, i tak - tacy psychole też są na świecie (niestety), ale pamiętaj, że nie cała ludzkość jest taka – to tylko jakiś jej kawałek”.

Ten konkretny odcinek „wiadomości” Andrzeja Te poświęcony jest tytułowy „gniew” – można by powieść tę porównać do czegoś w rodzaju studium przypadku nad tym uczuciem. Bazując na podstawie historii kilku bohaterów, których życie wokół nienawiści się obraca (będąc zarówno jej odbiorcą jak i nadawcą), autor przybliża nam to uczucie, aż do finału, w którym, w mojej interpretacji, pokazuje gniew jako siłę wręcz metafizyczną, która podobnie jak miłość czy szlachetność, jeśli tylko odpowiednio intensywna, może człowiekowi zapewnić zbawienie i życie wieczne (przynajmniej tam, gdzie człowiek tak bardzo nienawidzi, że staje się jednością i częścią tej „siły”). Cała reszta, to moim zdaniem tylko tło czy doda datek do tego studium.

Ale żeby jaką głębszą myśl sprzedać, trzeba ją atrakcyjnie ubrać. Andrzej Te sprzedaje ją w postaci historii czwórki patologicznych bohaterów, których patologiczne losy splatają się w pewnym momencie i których patologiczne perypetie doprowadzą nas do wielkiego, tragicznego i….. tak, zgadliście….. patologicznego…… finału (ale nie jest tak źle - będzie szampan i muzyczka ). W historii, której spoiwem jest nienawiść i gniew, odnajdziecie wiele bolączek współczesnego świata: walki młodych karierowiczów z dziadkami leśnymi o korzeniach ubecko-esbecko-partyjnych, którzy mimo wszystko nadal świetnie się na powierzchni kapitalistycznych wód utrzymują, o urzędasach, politykach i nepotyzmie i „plecach”, o – dosłownie – okołoklozetowej sztuce i kulturze, którą jesteśmy karmieni, o tym, że żeby spełnić swoje marzenia (mordu), trzeba tylko bardzo chcieć, wierzyć w siebie i znaleźć przyjaciół, którzy Ci w tym pomogą…. i tak dalej, i tak dalej….w zasadzie gdyby tylko w książce umieścić Katrzynę W. i Mariusza T., to mielibyśmy przekrój większości patologii i bolączek toczących nasz (i pewnie nie tylko nasz) kraj w ciągu kilku ostatnich lat.

W zasadzie odzierając książkę z jej innych niż czysto rozrywkowe aspekty, to dostajemy opartą na dialogach zaskakującą prostą intrygę o grupie ludzi, którzy mszczą się na otoczeniu za zło, którego doznali (lub po prostu lubią krzywdzić innych). Czyli fabularnie film klasy B, C, a może i Z. Ale na szczęście moje (albo i nieszczęście autora, bo książki wymagające chyba gorzej się sprzedają) w „Spokoleniu” nie to jest, przynajmniej dla mnie, najważniejsze – najważniejsze w książce jest dla mnie to, czy po jej przeczytaniu zadaję sobie odwieczne pytanie „WTF?” I mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że o ile po „Spokoleniu”, mój mózg o historyjce może wydobyć z siebie jedynie „meh”, to o jej warstwie filozoficzno-metafizycznej może rzecz pozytywne „WTF, book?”.

Ale ponieważ nie ma róży bez ognia, to i w tej beczce miodu znalazła się łyżka igły w stogu siana. Taka malutka, ale jest. O ile w przypadku „Freelancera” zabieg anonimizacji bohatera, nazwanego tam Iks Igrek, miał słuszny cel – uzmysłowienie czytelnikowi, że tak naprawdę na miejscu protegowanego mógł/może znaleźć się każdy, bez względu na płeć czy wiek, i że jego problemy mogą być/są problemami wielu współczesnych, o tyle ten sam zabieg, w przypadku bohaterów „Spokolenia” moim zdaniem zupełnie się nie sprawdził. Co więcej – bardzo mi przeszkadzało to ExPierwszoDyrektorowanie. Raz, że autor nie był konsekwentny i obok Pana Barbie i Białego Skurwiela i Dyrektorów Wszelkiej Maści pojawia się Adam, Jakub i Monika (żeby to chociaż jakąś ironią było podszyte albo zaskakiwało, że niby psychole to Ci niepozorni, te na pozór normalne Adamy i Moniki wokół nas, a Ci pseudonimowcy w ostatecznym rozrachunku okazali się nie tacy wcale czarni i źli, na jakich wskazywały by ich przydomki - ale w tej książce prawie wszyscy to psychopaci i degeneraci).

Takie, parafrazując klasyka Ochódzkiego, „mieszanie myślowo dwóch różnych systemów walutowych” utrudniało mi i tak nie łatwą interpretację tego, co czytam. A dwa - ten Hubert Ha, to miasto Esz i ten Pierwszy Dyrektor Któregoś Urzędu, sprawiły, że poczułem się jakby autor sugerował mi, że jestem debilem, i że jakby nadał bohaterom normalne imiona, to bym w życiu się nie domyślił i nie dostrzegł, że jest to opis zjawiska szerszego, uniwersalnego, że są to jakieś przypadki potwierdzające regułę i musi mi w tym pomóc, bo nie ogarnę inaczej. No ale może to tylko moje odczucie, a de facto miało to jakiś głębszy sens i uzasadnienie, a ja go po prostu nie dostrzegam. Sądzę jednak, że książka ogólnie na tym straciła, bo postacie w powieści są moralnie czarno-białe i płytkie, i już sam ten fakt utrudnia identyfikowanie się z nimi, rzadko dając czytelnikowi jakiś punkt zaczepienia, który umożliwiałby podjęcie próby rozumienia ich motywów. A jeśli na dodatek postać znam jedynie z jej tytułu zawodowego i wiem, że jest, była i będzie zła, to tracę nią zainteresowanie, bo staje się jedynie jakimś stereotypem, jakimś narzędziem, tłem mającym znaczenie jedynie dla fabuły, ale nie jako pełnoprawnym uczestnikiem zdarzeń.

Na koniec pochwalić jeszcze chciałem, po raz kolejny, autora, za jego umiejętność, wybaczcie za wyrażenie, „rzucania kurwami”. Myślę, że po którejś przeczytanej książce autora, i którejś przeczytanej w ogóle, gdy ktoś mnie o postać Andrzeja Te zapyta, o to o czym pisze itp., to pewnie coś tam ogólnikowo powiem. Ale powiem na pewno o, bo to przynajmniej w moich oczach jest jego znak rozpoznawczy, charakterystyczny i wpadający w pamięć, jego umiejętnym posługiwaniem się wulgaryzmami i przekleństwami. Jego „skurwiele”, „skurwysyny” i gorsze nawet rzeczowniki i przymiotniki powszechnie uważane za obraźliwe świetnie wkomponowują się w dialogi i historię w ogóle. One mają swoje uzasadnienie, swoje miejsce i wagę. Służą budowaniu charakteru postaci i atmosfery, ale autor nie przesadza z ich ilością – są środkiem literackim, a nie, na przykład, środkiem do wzbudzania kontrowersji poprze ociekanie wulgarnością, nie są nieudolną próbą dodania bohaterowi „pazura” czy marną imitacją naśladowania na kartach realnego świata, o którym autor nie ma pojęcia, będąc wychowanym całe życie w świecie „Ą, ę, bułkę przez bibułkę”. Czytelnicy potrafią takie rzeczy wyczuć. Myślę, że pod tym względem książki Andrzeja Te, mogą być dobrą lekcją zarówno dla innych autorów, jak i czytelników, jak powinny wyglądać powieści, które potrafią operować wulgarnością, nie popadając w przesadę czy przesadni niesmak u czytelnika.

Podsumowując, choć summa summarum trochę mniej sobie cenię „Spokolenie czyli gniew” od „Freelncera”, to i tak obie książki cenię sobie wysoko. Nie chcę oceniać autora jedynie na podstawie dwóch książek, ale jeśli w innych książkach w swoim dorobku utrzyma on podobny poziom, to sądzę, że nisza quasi-filozoficznych powieści z pogranicza depresyjno-przygnębiającego czarnego humoru, traktujących o bolączkach współczesności, wkrótce zapełni się ciekawymi pozycjami autora o ciekawym i wyrazistym stylu.

Piotr Śliwiński

3 komentarze:

  1. "poprze ociekanie" - poprzez?
    Nie znam tego autora, ale to tytułowanie bohaterów, to, że - jak piszesz - "postacie w powieści są moralnie czarno-białe i płytkie", no i ta ilość psychopatów, wszystko to zdecydowanie mnie nie zachęciło. :) Recenzję jednak przeczytałam z przyjemnością, fajnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Późno było, deadline gonił, nie było czasu na sczytanie, więc recenzja poszła nieskalana korektą - kwiatków w tekście jeszcze trochę jest :) Dzięki.

      Usuń
  2. Recenzja mimo wszystko super! A książka intrygująca, momentami wulgarna, jednakże warta poznania! Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń