Cała historia toczy się w obrębie jednej norweskiej rodziny, a raczej grupy osób, które łączą więzy krwi, gdyż z prawdziwą zażyłością rodzinną stosunki między matką, ojcem, ich trzema synami Torem, Erlendem i Margido, oraz córki jednego z nich Torrun, w każdej właściwie możliwej kombinacji, mają niewiele wspólnego. Erlend, homoseksualista, nieakceptowany przez bliskich ze względu na swoją orientację seksualną, wyjeżdża do Danii i przez dwadzieścia lat nie daje znaku życia. Skupia się na karierze dekoratora wystawowego i swojej miłości do mężczyzny o imieniu Carl.
Margido również nie odwiedza rodzinnego gospodarstwa, mimo że prowadzi zakład pogrzebowy w okolicy. Jedynie najstarszy syn Tor całe swoje życie poświęcił dbaniu o rodzinne interesy, którymi na początku była hodowla krów, a później świń. Zwierzęta i wiekowa już matka są całym jego życiem, do którego sporadycznie i jedynie telefonicznie dołącza jego córka Torrun. Ojciec… ojciec to w zasadzie jednie stary człowiek szwendający się bez celu po domu i wykonujący dane mu polecenia. Od zawsze, na zawsze.
Nagle z powodu nieoczekiwanej choroby matki wszyscy ci, praktycznie obcy sobie ludzie, spotykają się nad jej łożem śmierci. Muszą zmagać się ze wspomnieniami, własnym uczuciami, a także straszną rodzinną tajemnicą, która nigdy nie miała zostać ujawniona…
„Ziemia kłamstw” to książka… zimna, choć to być może dziwne słowo na określenie powieści. Nasunęło mi się pewnie ze względu na okładkę, kraj, w jakim rozgrywa się akcja lub chłodne stosunków międzyludzkie, jakie tu obserwujemy. Ta niska temperatura pozwala jednak w pełni docenić chwile ciepła, które pojawiają się i znikają, gdy poszczególni bohaterowie, choć na chwilę pokazują nam ten lepszy fragment swojej duszy. Autorka pokazuje nam świat wprost, bez zbędnych „ulepszaczy”, bez zakrywania nam oczu i uszu na „brzydkie” (nie chodzi o erotyczne) sceny. Jak śmierć to z każdym jej aspektem biologicznym, jak trup to trup, a nie człowiek, który zasnął snem wiecznym, jak kac to z porannymi wymiotami itd. Autentyczna do bólu, bez sztucznych dialogów, uśmiechów i gestów, które istnieją tylko w książkach. Czujemy wręcz nerwową atmosferę, jaka panuje w rozmowach, wstyd bohaterów ich zażenowanie czy rozbawienie. Miejscami zauważałam nawet, że autorka manipuluje moimi emocjami i ocenami. Przykład: wspomniany już ojciec. Raz się nim brzydziłam, raz go żałowałam, zależnie od tego, kto i jak właśnie o nim mówił w powieści…
Doceniam więc w stu procentach kunszt autorki i jej zdolności psychologiczne, mimo że wyjęta ze scenariusza serialu brazylijskiego końcówka nieco mnie rozczarowała. „Ziemia kłamstw” jest przykładem na to, że szczerością i autentyzmem można wzbudzić najprawdziwsze emocje, które zapadają w pamięć lepiej niż niejedna upiększona historia.
Angelika Pisula
Za książkę dziękujemy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz