środa, 20 czerwca 2012

Syn Hamasu - recenzja


„Musab Hasan Jusuf - syn szajcha Hasana Jusufa, jednego z siedmiu założycieli Hamasu – organizacji terrorystycznej odpowiedzialnej za liczne zamachy samobójcze i ataki wymierzone w Izrael. Pomimo ścisłych związków z kierownictwem Hamasu Musab zgodził się na współpracę z Izraelczykami, aby ocalić życie tysięcy niewinnych ludzi. Kilkuletnie poszukiwania duchowe doprowadziły go do radykalnego zrewidowania poglądów, porzucenia islamu i wyznania wiary w Jezusa Chrystusa.

W zasadzie na podstawie tego fragmentu można by wnioskować, że mamy do czynienia z kolejną powieścią sensacyjno-szpiegowską, okraszoną dla odmiany nie wątkiem miłosnym, ale religijnym. Oto młody terrorysta, pod wpływem traumatycznego przeżycia przeżywa katharsis i odkrywa, że jego dotychczasowe życie oparte było na kłamstwie, a los stawia go przed wyborem i porzuca on swoją wiarę, rodzinę i przyjaciół, by stanąć po drugiej stronie barykady i podjąć heroiczne, acz niebezpieczne i ściśle tajne zadanie pomocy swoim dotychczasowym wrogom - Izraelczykom, w walce z terroryzmem, aby uchronić niewinnych i ocalić samego siebie. Wszystko to nabiera jednak nowego wymiaru, kiedy dorzucimy do tego informację, że jest to historia oparta na faktach (znowu sprawdza się stare powiedzenie, że życie samo pisze najlepsze scenariusze),  a jej ciąg dalszy pisze się każdego dnia trwania konfliktu izraelsko-palestyńskiego.

Ogół ogółem, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Warstwa, nazwijmy go thrillera politycznego to tylko jedna i chyba wcale nie najważniejsza płaszczyzna na jakiej tę książkę należy odbierać. Są jeszcze dwie inne. Nie zdziwi na pewno (w końcu to biografia), że przede wszystkim jest to historia człowieka - Musaba Hasana Jusufa, który wychowywany w duchu islamu, uczony nienawiści do Izraela, w dodatku potomek jednego z założycieli Hamasu – organizacji uznawanej przez większość państw i organizacji zachodnich, za organizację terrorystyczną, w pewnym momencie życia, dochodzi do wniosku, że droga którą wybrało całe jego otoczenie – śmierci i przemocy, nie prowadzi do niczego dobrego, a religia i zasady które mu wpajano od najmłodszych lat, nie służą niczemu innemu, jak tylko do usprawiedliwiania terroru i okrucieństwa. Jego niezwykła stopniowa ideologiczna i religijna metamorfoza może nie obala całkowicie teorii, że o charakterze człowieka decyduje wpływ środowiska, ale na pewno daje nadzieję, że jeśli są przypadki, że będąc wychowanym w hermetycznym i konserwatywnym otoczeniu można mimo wszystko wyrosnąć na porządnego człowieka (porządnego oczywiście w naszych oczach – wielu rodaków bohatera widzi w nim najgorszego zdrajcę i wroga), to może każdy z nas jest w stanie się zmienić na lepsze. I niesie być może niesie nieco romantyczne przesłanie, że w życiu najważniejsze jest to, aby być szczęśliwym, trzeba robić to, w co się wierzy.

Druga warstwa książki, to spojrzenie ogólnie na problem konfliktu izraelsko–palestyńskiego, oczami nie tylko Palestyńczyka-szpiega, będącego w samym centrum wydarzeń i dysponującego informacjami z obu stron konfliktu, ale także wyznawcy islamu, który przeszedł na chrześcijaństwo. Oczywiście jest to spojrzenie subiektywne (bo czy możliwe jest mówienie o takich sprawach, zwłaszcza w kwestii religii i wierze w sposób obiektywny?), ale nie oznacza to, że mniej cenne niż wywód profesora, żołnierza czy eksperta. Zdaniem autora religia odgrywa w całej tej historii decydujące znaczenie, a przyczyny etniczne i terytorialne konfliktu, to tak naprawdę już nikogo nie interesujący aspekt pro forma, usprawiedliwiający mordowanie nie-muzułmanów. Islam jest tu niewątpliwe zły i wbrew temu, co się często powtarza, zdaniem Musaba, nie jest to religia pokoju i miłości, ale cierpienia i przemocy. I choć ta nienawiść spaja i integruje świat arabski przeciw wspólnemu wrogowi, to ostatecznie będzie przyczyną upadku muzułmanów, bo nawet w razie zwycięstwa (cokolwiek by ono znaczyło – własne państwo, zniszczenie Izraela i kultury zachodu) wkrótce znajdzie sobie nowy cel, a Islam zamiast przynieść upragniony spokój i miłość jej wyznawcom, przyniesie tylko więcej cierpienia. Musab szuka rozwiązania w innej religii – chrześcijaństwie – Jezusie i naukach Pisma Świętego, choć sam chwilę potem stwierdza, że w rozwiązaniu problemu bliskowschodniego „nie pomoże żadna religia”. Potrzebne są do tego przede wszystkim Prawda i Przebaczenie, bo „jeżeli zależy nam na pokoju między Izraelczykami i Palestyńczykami, nie chodzi o to, by znaleźć rozwiązanie.

Wyzwanie polega na tym, by być tym pierwszym, który odważy się owo rozwiązanie przyjąć i zastosować” – a do tego, trzeba umieć wybaczać, nauczyć się nadstawiać drugi policzek i kochać bliźniego swego, jak siebie samego, a jeśli już być fanatykami religijnymi, to tylko fanatykami miłości. Może odnoszę trochę wrażenie, że Musab zachłysnął się nową religią i równie intensywnie przeżywa chrześcijaństwo co jego bracia Palestyńczycy przeżywają  Islam, ale może mówię to z perspektywy pseudo-katolika, wierzącego wybiórczo, a to co dla mnie jest przejaskrawione (epatowanie bohatera swoją nową wiarą i doszukiwanie się boskich interwencji, często umniejszając przez to swój wkład i pracę), tak naprawdę jest normalne i tak powinna wyglądać wiara, a z nas dwojga to mnie brakuje wiary, a nie on ma jej za dużo. Droga Musaba to przy okazji więc nie tylko okazja na spojrzenie znaczenia religii w konflikcie bliskowschodnim, ale w życiu człowieka w ogóle. I być ta książka nie tylko stanowi przesłanie dla muzułmanów, aby „się opamiętali”, ale także dla chrześcijan, aby może spojrzeli na swoją własną wiarę i zastanowili, czy ją rozumiemy i realizujemy tak, jak powinniśmy, by stawać się lepszymi ludźmi.

Książka jest ogólnie dobra. Szkoda tylko, że tak krótka. Zapewne niełatwo jest opowiedzieć życie człowieka, nawet jeśli „tylko” trzydziestoparoletniego, na zaledwie ok. 270 stronach. I to życia bardzo intensywnego. Dla mnie jednak historia jest kompletna. Można by pewnie pomarudzić, że wątki mogłyby być bardziej rozbudowane, postacie drugoplanowe opisane bardziej szczegółowo, i w ogóle więcej, mocniej i szybciej, ale zarówno poszukiwacze emocji – tak dobrych jak i złych, filozofowie i religioznawcy, jak i osoby lubujące się w intrygach polityczno-szpiegowskich mocno doprawionych brutalną i bezsensowną przemocą, na pewno uznają książkę za godną uwagi.

Należy także docenić, że autorzy pamiętali, że nie każdy jest arabistą czy ekspertem od spraw islamu i nawet jeśli słyszał o Strefie Gazy czy Hamasie, nie musi znać szczegółów (a jego wiedza niekoniecznie musi być prawdziwa). Oprócz standardowych przypisów mamy także słowniczek pojęć, indeks najważniejszych osób i kalendarium najważniejszych wydarzeń. Trudno jest się skupić na merytoryce, kiedy grzęźniemy na etapie próby zrozumienia kto jest kim i jakie jest jego rola w całej historii. Powyższe „pomoce” bardzo ułatwiły mi odbiór, a gdyby nie one, dwie inne osoby, z którymi o książce dyskutowałem, otwarcie przyznały, że pewnie w ogóle by jej nie przeczytały, bo najzwyczajniej w świecie nie mają czasu siedzieć z książką przy komputerze i szukać wyjaśnień w Wikipedii.

Jusuf nie łudzi się, że jego książka dokona cudu i zmieni świat. Może nawet paru osobom zaszkodzi, w tym jemu samemu, bo ściągnie na siebie gniew swoich rodaków. Chyba najlepiej traktować ją jako jego spowiedź i próbę rozliczenia z przeszłością, którą przy okazji czyta się jak dobry thriller. A co to oznacza dla czytelnika? Cóż, może tak jak on kiedyś odnalazł wiele wskazówek i odpowiedzi na swoje pytania w historii Jezusa z Nazaretu, może i czytelnik w jego historii znajdzie trochę odpowiedzi na pytania dotyczące życia swojego.

Recenzję napisał: Piotr Śliwiński


Książkę do recenzji otrzymaliśmy od:



1 komentarz:

  1. wprost nie mogę sobie wyobrazić, jak to możliwe, że tak ciekawą, złożoną historię udało się zamknąć w tak niewielkiej liczbie stron... Bardzo chciałabym ją przeczytać...

    OdpowiedzUsuń