Istnieją książki, które ma się w planach przeczytać, ale zawsze wypada coś ważniejszego. Jedną z takich książek, mimo iż nie jest ona obszerna, był "Hobbit, czyli tam i z powrotem" autorstwa J.R.R. Tolkiena. Któż nie zna jego "Władcy Pierścieni"? Chociażby filmowej trylogii. Jeżeli te książki też jeszcze u kogoś leżą na półce "do przeczytania".
I choć wydawałoby się, że "Hobbit (…)" jako prolog trylogii o przygodach jednego z rodu Bagginsów powinien być przeczytany w pierwszej kolejności - u mnie było odwrotnie. Dzięki uprzejmości wydawnictwa ISKRY udało mi się dopisać tę książkę do listy "pilne" jeszcze przed obejrzeniem jej zapewne znakomitej ekranizacji w reżyserii Guillermo del Toro.
Jaka będzie opowieść filmowa przekonam się wkrótce. Dziś mogę wypowiedzieć się na temat powieści i przyznam, że jak pewnie każde dziecko jestem zachwycona. Mimo, że dzieckiem już nie jestem. Choć jego cząstkę zawsze będę w sobie nosić.
Jeśli ktoś jeszcze nie przeczytał tej powieści, informuję wszem i wobec, starając się jednak nie zamieszczać spoilera, iż książka ta opowiada o wyprawie do Samotnej Góry. Wyprawie piętnastu śmiałków, którzy pragną zdobyć skarby, które poniekąd należą do nich. Poniekąd, bo nie do wszystkich z tej grupy. A jeśli należą, to dlaczego są tak oddalone? I dlaczego nikt nie zdecydował się na to wcześniej? Prawdopodobnie ze względu na smoka Smauga, który ich skutecznie chroni. A może ze względu na przepowiednie? O tym proponuję przekonać się samemu zaglądając do kart tej powieści.
Dodam tylko, że w skład tej grupy wchodzi trzynastu krasnoludów, Bilbo Baggins i niezastąpiony Gandalf. Oczywiście z obliczem Ian'a McKellen'a, znanego nam z ekranizacji Władców Pierścieni. Bowiem jakby mogło być inaczej w naszej medialnej już kulturze. Jeśli mogę ją tak nazwać.
Książkę czyta się szybko, z zaciekawieniem i ciągłym pytaniem w głowie: "Ale co z tym pierścieniem", "Co na to Gandalf?".
Gorącą polecam nadrobić zaległości, i zasiąść do "Hobbita, czyli tak i z powrotem", by móc się potem dziwić jak z tak krótkiej powieści (ok. 315 stron), można zrobić trylogię filmową.
Sylwia Pietryga Za recenzję dziękujemy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz