Jego prawdziwe imię to Henryk Goldschmit, pseudonim Stary Doktor lub Pan Doktor. Był wybitnym pedagogiem i praktykiem wychowania, człowiekiem, który kochał i rozumiał dzieci, pisał dla nich ( m.in. „Król Maciuś Pierwszy”, „Kajtuś Czarodziej”) i o nich ( m.in. „Prawo dziecka do szacunku”) i dla nich żył. Podczas II wojny światowej bezskutecznie walczył o nieprzenoszenie dzieci z Domu Sierot do getta. Przebywał tam wraz z nimi stale podnosząc je na duchu, zdobywając dla nich wszelkie środki do życia i nie przestając uczyć i wychowywać. W 1942 r. pomimo tego, iż dzięki papierom mógł opuścić bezpiecznie getto, wraz ze swoimi podopiecznymi został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Treblince, gdzie wszyscy zginęli. We wspomnieniach wielu ludzi żywy pozostał obraz orszaku dzieci na czele z Korczakiem, idących przez ulice ze śpiewem na ustach prosto w objęcia śmierci…
Książka, którą miałam przyjemność trzymać w rękach sprawia, że czułam się, jakbym siedziała wygodnie w domu Korczaka, popijała herbatę i oglądała jego prywatny album, a on stałby nade mną i komentował poszczególne zdjęcia, przypominał sobie fakty, a jego opowieść uzupełniana była wtrąceniami najbliższych mu ludzi. Możemy tu obejrzeć wiele archiwalnych zdjęć Janusza, jego podopiecznych i przyjaciół, a także ryciny dokumentów, maszynopisów, starych okładek jego książek. Niektóre fotografie są naładowane tak wielkim ładunkiem emocjonalnym, że nie mogłam oderwać od nich wzroku i zmusić się do przewrócenia kartki. Całość okraszona jest wieloma pięknymi cytatami, jak na przykład jeden z moich ulubionych: „Tylko to piękne, co ponad siły.”
„Janusz Korczak. Fotobiografia” jest swoistym pomnikiem tego wielkiego człowieka i pedagoga, niedoścignionego wzoru odwagi, współczucia, empatii i mądrości. Uzupełnia ona całą moją wiedzę o jego osobie. Czytania może nie ma tu zbyt wiele i sporo spraw mamy wyjętych z kontekstu, ale chodzi o coś innego; o pamięć, o ten wzrok patrzący na nas ze zdjęć, o te kilka zdań, które zdążył na szczęście wypowiedzieć do nas i do dzieci zanim wyruszył z nimi na Umschlagplatz.
Angelika Pisula
Za książkę dziękujemy
Bardzo ciekawa pozycja! Z pewnością po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuń