środa, 7 sierpnia 2013

Recenzja książki Leopolda von Sacher-Masocha „Wenus w futrze”

Po przebrnięciu przez współczesną literaturę erotyczną, otrzymałam książkę Leopolda von Sacher-Masocha "Wenus w furze". Czytając wzmianki o tej książce spodziewałam się (być może przez pryzmat przeczytanych wcześniej lektur) buchającego i soczystego erotyzmu, nieco wulgarnego, perwersyjnego i kontrowersyjnego opisu scen intymnych.

O książce wiedziałam od momentu, gdy na Festiwalu w Cannes, Roman Polański pokazał swój film, inspirowany tą powieścią i zachwycił nim widownię. Przyznam szczerze, że moja wizja tej powieści, przed jej przeczytaniem, była zupełnie inna, choć znając kino Polańskiego, mogłam spodziewać się niedomówień i tajemniczego, ale mrocznego erotyzmu.

Faktem jest, że mogę tylko podejrzewać za co mistrz Polański pokochał tę książkę, ale muszę przyznać, że ja również zapałałam do niej uczuciem. Przede wszystkim urzekło mnie w niej to, że czytając ciągle czułam niedosyt, co skutecznie prowokowało, by zagłębiać się w treść coraz intensywniej. Poza tym, uważam, że książka w bardzo interesujący sposób definiuje miłość i wszystkie stany, które są jej konsekwencją: „Miłość jest tajemniczą drogą i rozkoszną potęgą, która nas porywa, gdzie sama chce. A my się nie bronimy, nie pytamy nawet, dokąd nas prowadzi i co z nami uczyni” (s. 94).

Fabuła nie jest zaskakująca. Opisuje relacje między Sewerynem, a Wandą – tytułową kobietą w futrze, Wenus, która stała się jego panią, której zachcianki musiał spełniać, która mogła smagać go biczem, gdy poczuła taką potrzebę. Seweryn bezgranicznie zatracił się w miłości do tytułowej Wenus. Czytamy: „nic tak mężczyzny nie zdoła porwać i odurzyć, jak postać pięknej i despotycznej kobiety, która w sposób bezwzględny zmienia kochanków jak rękawiczki…” (s.13).

Obraz tej zależności zakochanego w kobiecie mężczyzny – niewolnika uczuć, jest opisem eksperymentu, który miał miejsce w 1869 roku i polegał na tym, że przez sześć miesięcy sam Masoch był niewolnikiem pewnej damy. Opis erotyzmu przełomu XIX i XX wieku, o którym pisze autor, dziś czytelników może męczyć, ale upieram się, że to klasyka gatunku i warto tę pozycję przeczytać, by mieć świadomość jak rozwijała się literatura erotyczna na przestrzeni wieków. Proza Masocha opublikowana w 1870 roku okazała się bestsellerem i rozpoczęła dyskusję na temat różnego rodzaju patologii seksualnych.

Pomijam fakt, iż sam tekst nie zachwyca. Książka napisana jest językiem prostym, bez udziwnień, ale bardzo podobały mi się nawiązania do klasyków literatury światowej i do motywów mitologicznych. Przeszkadzał mi oczywiście dostrzegalny młodopolski mizoginizm: „Na namiętności mężczyzny opiera się moc kobiety, której ona nigdy nie omieszka wykorzystać, jeżeli tylko mężczyzna nie ma się na baczności. Musi on być albo jej tyranem, albo niewolnikiem… jedno z dwojga. Wybór do niego należy. Jeśli się jej podda, oho! Wprzągł się w jarzmo i niebawem poczuje chłostę” (s. 19-20), ale to element kulturowy naszej obyczajowości, więc musiałam go jakoś przełknąć.

Książkę polecam tym, którzy mają ochotę zmierzyć się z obyczajowością nieco nam obcą, z seksualnością niewypowiedzianą wprost, z miłością zapisaną inaczej niż znaną nam z lektury Greya czy Crossa. No i oczywiście polecam ją tym, którzy chcieliby dowiedzieć się skąd wziął się termin ‘masochizm’ i poznać różne definicje miłości.

Recenzję napisała: Olga Kowalczyk

Za książkę dziękujemy:





3 komentarze:

  1. Ciekawie zaprezentowałaś książkę. Chętnie poznam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czyli momentów nie było? Posiadam komiks Guido Crepaxa pod tym samym tytułem - tam są same momenty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ..takich momentów zdecydowanie tam nie znajdziesz.. ;)

      Usuń