czwartek, 8 sierpnia 2013

Kristyn Kusek Lewis „Szczęściara” - recenzja

Kristyn Kusek Lewis „Szczęściara”

„Dlaczego tak często wydaje się nam, że życie innych jest lepsze i prostsze?”

Takie pytanie widnieje na okładce książki „Szczęściara” Kristyn Kusek Lewis. „No właśnie, dlaczego?” myślę i z ciekawością wchodzę do pozorne poukładanego świata trzech przyjaciółek Waverly, Amy i Katie. Czy znalazłam odpowiedź? Przekonajcie się…

Zacznę jednak od samej autorki, której biografia zainteresowała mnie nie ze względu na wybitne osiągnięcia w zawodzie dziennikarza ( współpracuje m.in. z New York Times i Glamour), także nie ze względu na to, że jej redaktorką jest Emily Griffin, amerykańska autorka wielu bestsellerów m.in. „Coś pożyczonego” i „Coś niebieskiego”, najciekawsze było dla mnie to, że tak jak główna bohaterka „Szczęściary” Kristyn jest w połowie Polką. Na pewno znacie to miłe uczucie, gdy w jakimś zagranicznym filmie czy książce pojawia się wzmianka o kraju nad Wisłą, jakieś słowo w naszym ojczystym języku czy chociażby cień biało-czerwonej flagi w tle. Nie wiem ile ma to wspólnego ze szczerym patriotyzmem, a ile ze zwykłą ludzką potrzebą poczucia wspólnoty i bezpieczeństwa, jakie daje identyfikacja z większą grupą ludzi.

Kusek Lewis nie kryje się z tym, że jest dumna ze swojego pochodzenia i często to podkreśla na swojej stronie internetowej i w wywiadach. „Szczęściara” jest jej debiutancką powieścią, ale już „pisze się” kolejna, którą, mam nadzieję, będzie mi dane przeczytać.

Kim jest tytułowa „szczęściara”? Typ numer jeden: oczywiście główna bohaterka Waverly Brown; trzydziestopięciolatka, odpowiedzialna, zrównoważona. Spotkać ją można najczęściej w dżinsach i mąką we włosach, ponieważ prowadzi małą piekarnio-cukiernię. Miłością jej życia jest Larry, z którym mieszka od dziesięciu lat w domu odziedziczonym po babci (POLCE!). Para tkwi w martwym punkcie, który nazywa się „jest dobrze tak jak jest, nie potrzebujemy papierka, żeby żyć szczęśliwie”. W praktyce oznacza to brak ślubu i brak dzieci, za to stale pogłębiającą się frustrację Wave. Do tego dochodzą coraz większe problemy finansowe i powiększająca się z dnia na dzień siatka tajemnic, jakie bohaterka ma przed swoim chłopakiem. Jak, będąc w takiej sytuacji, nie zazdrościć o wiele bardzie poukładanym przyjaciółkom?

Amy to chodzący ideał. Idealny mąż, idealna córeczka, idealny dom, idealny trawnik i idealne relacje z ludźmi. Wszystko za sprawą magicznego uśmiechu Amy i magicznych słów „U mnie wszystko w porządku”, które stale powtarza. W końcu jednak wychodzi na jaw mroczna tajemnica tej „idealnej” rodziny i sprawia, że Waverly musi na nowo przemyśleć wiele spraw związanych z własnym życiem, zazdrością, pozorami i lojalnością.

Katie to bogata od urodzenia, nieco zapatrzona w siebie maniaczka spa i drogich ciuchów. Dla swojego męża porzuca marzenia o podróżach i pozwala wepchnąć się w rolę „żony wspierającej”, choć od dziecka właśnie takiego życia chciała uniknąć. Jej mąż Brendan to przyszły gubernator Waszyngtonu, ale na swoim koncie ma też inne „sukcesy”, które sprawią, że także Katie zakwestionuje swoje życiowe decyzje.

Jak widać „Szczęściara” to nie idylliczna opowiastka o trzech wyperfumowanych kobietach po trzydziestce, które spotykają się co tydzień, aby przy drinkach opowiadać sobie o sukcesach mężów i dzieci. To coś znacznie więcej. Choć nie da się ukryć, że jest to literatura prosta; wszystkie cytaty, jakie moglibyśmy z niej wyłuskać to nic innego, jak znane mądrości życiowe i proste porady, które czasami słyszymy bądź wypowiadamy w stosunku do innych. Przykrości i problemy, jakie spotykają wszystkie bohaterki też nie zaskakują (przynajmniej nas, czytelników), ale jednak obudziły we mnie takie emocje, jakby to moi bliscy przeżywali trudne chwile i jakbym to ja bezskutecznie szukałabym sposobu, aby im pomóc.

Kristyn nie daje gotowych rozwiązań, wręcz przeciwnie, pokazuje błędy, jakie popełniamy, kiedy na siłę staramy się żyć w idealnym świecie z naszych marzeń, kiedy nie akceptujemy słabości swojej i tych, z którymi przyszło nam żyć, gdy kochamy zbyt mocno, gdy boimy się mówić, a także wtedy, gdy postanawiamy milczeć… Być może właśnie pokazanie nam konsekwencji pewnych decyzji jest najlepszą wskazówką, najlepszą odpowiedzią.

Mimo że mam dopiero dwadzieścia lat potrafiłam utożsamić się z bohaterkami tej książki, z każdą w jakiejś mierze. Przyglądałam się im jak zwierciadłu ukazującemu przyszłość i różne drogi, które mogę wybrać.

Jestem trochę Waverly, bo też marzę o własnej cukierni. Mam też podobny stosunek do moich przyjaciół (choć ja nie wyobrażam sobie bać się pojechać do nich bez zapowiedzi, zwłaszcza, gdy nie odbierają telefonu przez tydzień!).

Jestem trochę Amy, bo tak jak ona marzę o małym domku z ogrodem i o rodzinnych wieczorach przy grze w Monopol.

Jestem trochę Katie, bo boję się wpaść w sidła życia, jakiego chcą dla mnie inni i tak jak ona marzę o podróżach.

Może teraz zrozumiecie, dlaczego z wypiekami na twarzy śledziłam akcję tej książki, choć nie ma w niej wybuchów, tajemniczego mordercy ani nawet brodatego filozofa z torbą pełną złotych myśli. Kristyn Kusek Lewis otwiera nasze serca, opisuje szczegóły, które mają znaczenie, a także wielkie dylematy, rozgrywające się w duszy każdego z nas. Pokazuje, że nie należy zazdrościć, bo szczęściarzem jest każdy, kto potrafi docenić, to co posiada i żyć własnym, cudownym życiem.

Recenzję napisała:Angelika Pisula

Za książkę dziękujemy:

2 komentarze:

  1. Jedna z lepszych książek, jak przeczytała, bardzo miło ją wspominam

    OdpowiedzUsuń