poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Konkurs z Księgarnią Internetową Gandalf.com.pl

ZADANIE KONKURSOWE:

Jonathan Carroll w jednej ze swoich książek napisał "Życie z drugim człowiekiem polega na tym, że zaczyna się lubić jego dziwactwa."

W komentarzu poniżej napisz: Jakie dziwactwa osób z którymi mieliście przyjemność mieszkać musieliście polubić? A to Twoje dziwactwa musiał ktoś polubić?

CZAS TRWANIA KONKURSU:

Konkurs potrwa od: 30.04 - 6.05. 2012r.
Wyniki ogłosimy po: 6.05.2012r.

NAGRODA:

1. Miejsce:



2. Miejsce:


Nagrody sponsoruje:

ZASADY:

♦ W komentarzu poniżej proszę pozostawić swojego maila, by w razie wygranej można było się z Tobą skontaktować.
♦ Zwycięzców konkursu wybierze administracja bloga.
♦ Z zwycięzcami konkursu skontaktujemy się mailowo.

13 komentarzy:

  1. Każdy z nas ma swoje dziwactwa i sztuką jest ich akceptacja, a nie zmiana człowieka pod siebie i swoje upodobania. Mieszkanie z mężczyzną jak wiedzą pewni wszystkie kobiety to często niezły tor przeszkód..Skarpetki gdzie popadnie, przyzwyczajenia żywieniowe...To jem tego nie, a dlaczego dzisiaj to na obiad?...:) Staram się brać to wszystko pół żartem pół serio, ni zawsze się da, ale co tam...On też ma ciężko:)
    wiem że nie jestem łatwą osobą, może troszkę leniwą, sprzątanie to nie moja miłość, Często jestem pesymistyczna a to dla drugiego człowieka na pewno nie jest budujące...Więc kochajmy się i akceptujmy na wzajem swoje dziwactwa i słabości:)
    manusia86@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Mieszkamy z mężem razem od 6 lat. Jest on fanem wędkarstwa, każdy wolny czas spędzałby na rybach. Oczywiście to jeszcze nie uważam za dziwactwo, ale chodzi tu o robaki, które stosuje jako przynęty. Kupuje je w sklepie wędkarskim i by mogły przeżyć kilka dni chowa je… do naszej lodówki. Wspomnę tylko, że są one dla mnie obrzydliwe i w życiu bym ich nie dotknęła, a muszę znosić je w mojej lodówce i to już od kilku lat. Oczywiście ja też nie jestem idealna, ale raczej wszystkie moje zachowania w normie kobiecej. Żeby być ze sobą naprawdę szczęśliwym, trzeba się akceptować i tolerować. To jedyna droga do wielkiej miłości.
    E-mail wyłącznie na potrzeby konkursu: miraga@interia.eu

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy musiałam zaakceptować dziwactwa ludzi, z którymi mieszkam? Muszę przyznać, że tak. Ale niestety, nie jestem w stanie powiedzieć, co to konkretnie jest. A to dlatego, że samo mieszkanie z kimś jest sprawą trudną. Niby naturalne jest to, że oprócz nas w domu jest jeszcze mama, tata, siostra i brat, ale do tego wspólnego życia należy się przyzwyczaić. Każdy ma swój tryb dnia i sposób spędzania wolnego czasu i chyba trzeba spróbować szanować swoją przestrzeń, a także przestrzeń innych osób. Jeśli chodzi o mnie, to ja potrzebuje własnych czterech ścian, albo przynajmniej kilku centymetrów dla siebie, gdzie mogłabym spokojnie usiąść i poczytać książkę, posłuchać muzyki, posiedzieć przy komputerze czy wypić herbatę. To, co ktoś musi we mnie zaakceptować to właśnie jest chęć posiadania swojego własnego miejsca w domu, który jest mi potrzebny i nie będę z niego wychodziła, kiedy nie będę miała na to ochoty, może trochę się izoluję, ale tak jest mi całkowicie dobrze. Dlatego też, sama szanuję i akceptuję to, jak ktoś sobie żyje i spędza wolny czas.

    klaudia.dutkiewicz@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja babcia-to była aparatka jakich mało.Bardzo lubiła kłócić się z telewizorem,a jak jej się coś nie podobało to komentowała głośno-no,co to za "dzikowina!"Na wszystko co zaś jej przypadło do gustu mawiała-hohohohooo/Dlatego nazywaliśmy ją babcią Hoho!
      jolunia559@wp.pl

      Usuń
  4. Podczas pierwszego wyjazdu do UK przez agencje z POLSKA. Dostałem współlokatora który miał zwyczaj czesać wąsa zawsze z rana. Wąs był obżydliwie długi (zakrywał dolna warge na całej długości), kiepsko utrzymany i żółty od nikotyny. Mój współlokator potrafił opowiadać o swoim wąsie godzinami i to nawet o kwestiach imtymnych i to bez jakiego kolwiek zażenowania z jego strony. Poprostu on lubił swojego wąsa.

    radgost@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Posiadam własnoręczny spis wszystkich swoich książek. Przy zakupie każdej nowej otwieram teczkę i na dwóch kartach zapisuje informacje o niej: tytuł, autor, wydawnictwo, rok, ISBN, data wpisania na listę. Mam też osobną listę z tytułami książek, które już mam i chcę przeczytac - lista długa, więc jak już aktualne książki przeczytam to wybieram tytuł na ktory mam ochote :) Już nie wspominając o tym, że czasami muszę po prostu wyciagnąć jakąś książkę z biblioteki, obejrzeć, przekartkowac, powachac, przeczytać losowo wybrany fragment :D
    hogwart-net@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim pierwszym dziwactwem (które może wcale nie jest dziwactwem) jest to, że jak tylko usłyszę piosenkę, której tekst i melodię znam , muszę, po prostu muszę zacząć śpiewać. I nieważne, czy jestem w domu, w sklepie czy na ulicy jeżeli nagle najdzie mnie jakaś ochota, czy coś znajomego usłyszę od razu zaczynam śpiewać, albo przynajmniej nucić. To takie dziwactwo, które musi znosić większość ludzi, które mieszka w tym samym mieście. A z takich bardziej "mieszkalnych" to może być to, że jak tylko wchodzę do mojego pokoju, praktycznie od razu muszę włączyć radio. I siostra może płakać, krzyczeć, błagać, ale radio włączone ma być (to pewnie dlatego już się przyzwyczaiła i od pewnego czasu nie próbuje nawet wrzeszczeć).
    Co do dziwactw, które ja musiałam znosić, to.... Macie na myśli stały bałagan w pokoju siostrzyczki (Kingi), prawda? No tak, to też, ale dużo bardziej denerwowało mnie, jak kiedyś zimą, jak wstawałam do szkoły budziłam ją, brata i jeszcze paru młodych, żeby się ubierali, a sama musiałam robić całej gromadce śniadanie (nie, to jeszcze nie to tak mnie wkurzało, zaraz przejdę do sedna sprawy). Kiedyś w końcu się zbuntowałam i kazałam Kindze, która jest z nich wszystkich najstarsza pomóc mi, a ona.... wiecie, co ona zrobiła? Wpadła na genialny pomysł: wzięła sobie szlafrok, zarzuciła go na ramiona (dosłownie! nie włożyła rąk do rękawów) i tak robiła śniadanie. I tak już zawsze, choć nie, nie zawsze, kiedyś nawet było jej tak zimno, że rano, w domu UBRAŁA KURTKĘ! No i nie denerwuj się tu człowieku! Praktycznie normalna, pokojowa temperatura, a ta po mieszkaniu w kurtce łazi! To jej dziwactwo (tak jak i parę innych) oczywiście akceptowałam.... przez jakiś czas, no bo ile można? W końcu wkurzyłam się porządnie, odprawiłam z kwitkiem do pokoju i od tego czasu robiłam śniadania sama...
    magda.m28@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam taką współlokatorkę,słynącą z rozmrażania mięsa na dwa dni przed jego użyciem lub w roztargnieniu nawet zdarzały się trzy dni.To mięso stało w zlewie i odstraszało każdego gościa,jaki pojawiał się na naszej stancji,a jeśli nie zdążyło się zepsuć to najczęściej przypaliła je na węgiel.Żadne tłumaczenia i prośby nie trafiały do niej,kłótnie też niczego nie załatwiały.Nie zliczę ile to garnków i patelni wyrzuciłam z ciężkim sercem,po przygodach kulinarnych owej dziewczyny,jednak nie miała serca do gotowania i nie dała sobie nigdy tego przetłumaczyć.Jeśli akurat nie czuła głodu pichcenia ,,pysznych''obiadków to spała cały dzień, a uaktywniała się w nocy,co już zaczynało męczyć mnie i mojego chłopaka.Ona zaś narzekała na moje zamiłowanie do książek,które w całym mieszkaniu można było znależć,ale ją to wkurzało i ciągle mi je gdzieś przekładała.Po dwóch latach rozstaliśmy się i ona poszła mieszkać do swojego chłopaka, a my z ulgą odetchnęliśmy od smrodu palonego lub nieświeżego mięsa,po jej odejściu kupiliśmy nową i piękną patelnię,bo już nie miał nam kto jej przypalić. ela eluchi1974@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli o dziwactwach mowa - mój ukochany ma taką niezwykłą przypadłość, że gdy siada przed ekranem swego komputera, czy to dla rozrywki, czy w celach naukowych (jest informatykiem, więc naukowe cele też się zdarzają) wtedy zupełnie "odlatuje". Mianowicie zupełnie traci kontakt ze światem zewnętrznym. Mogę wtedy do niego mówić całymi godzinami, a on i tak się nie zorientuję, że coś się dzieje w okół niego. Dopiero, gdy szturchnę go łokciem i spytam czy słucha wraca do żywych ;) Oczywiście za każdym razem się zapiera, że słyszał wszystko, co do niego mówiłam, ale gdy zadam jakieś pytanie okazuje się, że nawet nie wie jaki był temat. I można by pomyśleć, że to udawanie, którego celem jest odpocząć od mojego gadania, ale nie. Gdy komputer zapala się przed jego oczami Bartosz głuchnie na wszystko - na swój dzwoniący telefon, na dzwonek do drzwi, na telewizor z jego ulubionym programem. Po prostu zupełnie wyłącza opcję "odbiór bodźców zewnętrznych", jest tylko on i komputer. Ale może to taka przypadłość informatyków? :) Oczywiście czasem ma to swoje plusy, np. gdy na czymś mi zależy, a jemu nie chce się tego zrobić, choćby wyjść na zakupy (szczerze nienawidzi sklepów, a ja samotnych zakupów), wtedy mówię mu o tym, gdy jest "w swoim świecie", potem dopytuję czy się zgadza. Zwykle zgadza się nie wiedząc o co chodzi, żeby nie męczyć się dowiadywaniem i nie wywołać fali mojego sprzeciwu, że znowu nie słucha. A następnego dnia wyciągam go na zakupy mówiąc "no przecież się zgodziłeś wczoraj", co eliminuje mu jakiekolwiek drogi ucieczki. W końcu, skoro ja muszę cierpieć, gdy on tylko włącza komputer (a będąc informatykiem robi to baaardzo często) to jakaś sprawiedliwość musi być! :D

    mrufka88@onet.eu

    OdpowiedzUsuń
  9. Znałem takiego jednego gościa palacego fajki jak smok,nawet miałem przyjemność pomieszkiwać z nim,wszystko w mieszkaniu przesiaknięte mieliśmy papierosami,ale jemu to nie przeszkadzało w ogóle.Walczyliśmy z tym nałogiem długo i bezskutecznie,aż któregoś dnia postanowiłem pokonać go jego własną bronią,no i też zacząłem palić.W naszym studenckim mieszkaniu było siwo od dymu,nawet mieliśmy wśród innych miłą ksywkę ,,melina'' ale opłacało się,bo jego dziewczyna wkurzała się na nasze palenie,choć kiedyś nie przeszkadzało jej gdy palił tylko ukochany.Doszło do poważnej męskiej rozmowy i uzgodniliśmy wspólnie,że owszem jakoś musimy akceptować siebie i swoje słabości,ja rzucam a on wychodzi na balkon z papierosem,nie zależnie od pory roku.Po jakimś czasie nawet zakumplowaliśmy się bardziej i już nie przeszkadzał mi ten jego śmierdzący nałóg,a on polubił moje głośne słuchanie muzyki,po prostu kupił mi fajne słuchawki.Po latach okazało się,że nasza studencka przyjażń przetrwała do dziś,on rzucił w diabły palenie,a ja nadal mam te słuchawki,bo kocham słuchać muzykę i zawsze miło wspominam nasze wspólne mieszkanko,gdy tylko zakładam je na uszy. Tym elucha1974@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Słynę z takiego małego dziwactwa jakim jest przegladanie ksiażek gdy pierwszy raz idę w gości,a jak do nas ktoś na stancję wpadał to od razu pytałam co ostatnio czytał lub kupił,to się wymienimy.Jestem istna maniaczką czytania i najchętniej tak spedzałam akademikowe imprezy,cichutko w kąciku oddawałam się lekturze,nikomu nie przeszkadzałam,bo wszyscy znali mojego bzika.Ale pewnego razu wprowadziła się do nas totalnie zakręcona dziewczyna ,stroniąca od książek jak diabeł od świeconej wody.No i ona zaczęła bezczelnie używać moich książek jak na przykład podkładkę pod kubek kawy,albo pod doniczkę zdażało jej się lakier do paznokci otwarty na książce postawić.Wyobrażacie sobie moje cierpienia i ciągłe upominania tej dziewuchy,chyba jedna jedyna nie czaiła jak ja bardzo kocham te swoje zdobycze literackie,ja biedna studentka a ona jedynaczka z bogatego domu,przepaść ekonomiczna między nami jak Kanion Kolorado.Z czasem ja już nie zwracałam ciągle uwagi, a ona jakby mnie dotykała moich książek,po prostu docierałyśmy się jak młode małżeństwo,no i to moje zdziwaczenie na punkcie czytania też musiało innych męczyć,wiem to teraz.A gdy przyszło nam się pożegnać na koniec studiów to nie zgadniecie co wspaniałego zrobiła ta dziewczyna,otóż opowiedziała w domu nasze perypetie i bogaci rodzice postanowili wynagrodzić mi wszystkie stresy.Podjechali po nas i zabrali do największej księgarni w mieście, a tam mogłam wybrać sobie co tylko zamarzyłam,broniłam się chyba z pół godziny,ale bezskutecznie,nie chcieli słyszeć o odmowie.A w sekrecie jej mama szepnęła mi w uśmiechem,że ich córka dzięki mnie pierwszy raz w życiu zainteresowała się czytaniem zamiast biegać po dyskotekach lub solariach,jaka ja byłam szczęśliwa słysząc taki komplement na swój temat.Jednak moje małe dziwactwo obróciło si coś dobrego nie tylko dla mnie... kosmosj@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałem w akademiku kolegę trochę dziwnego co nie dostarczało mu raczej zwolenników,a wręcz przeciwnie,wciąż mu dokuczano z powodu jego dziewczyny.On był tak zakochany w niej,że po prostu w każdej wolnej chwili pisał do niej listy i wiersze,zamęczał nas czytaniem ich na głos.Nie mogliśmy już słuchać tych miłosnych peanów na temat jego wybranki,tak często kazał nam oceniać swoje wypociny,a gdy od niej dostał list lub kartkę,obowiązkowo było czytanie z rozmarzonym wzrokiem.My też mieliśmy dziewczyny,ale jakoś inaczej podchodziliśmy do tego intymnego tematu,nie wpadłbym na pomysł czytania tego koleżkom,żeby śmiali się ze mnie do rozpuku.Chłopak nie był zły czy nie sympatyczny,ale chyba strasznie zakochany i rozumiejący,aby zachować ich sprawy tylko dla siebie,po jakims czasie już nawet przyzwyczailiśmy się do stałego repertuaru z czytaniem wierszy i listów.Za to ja kochałem grać na gitarze i gdy tylko była okazja do puszczenie im moich nowych kawałków,nie omieszkałem tego uczynić,a gdy tylko dorwałem się do gitary,to nie mogli mnie od niej oderwać.Oj,cieżko chłopaki to znosili na początku zwłaszcza,bo potem to już sami zagadywali czy coś pobrzdąkam gdy jakaś koleżanka do nas zajrzy,no i oczywiście ja z radością rzucałem się do grania.Wiadomo jak jest dziewczyny lubią muzyków i wojskowych,w wojsku nie byłem,ale to pierwsze to prawda,nie szło się opędzić od płci pięknej.Gdy koledzy załapali jakie korzyści mają ze mnie i mojej gitary,to już nie byłem szarpidrutem i dziwakiem,ale najlepszym kumplem i dobrym wabikiem,gdy któryś potrzebował bezpłatnych korepetycji u wybitnej studentki.Moje przeżycia pokazują jak można dotrzeć się i zaakceptować małe i drobne dziwactwa u drugiej osoby,samemu nie będąc kryształowym. GRZEGORZ
    jeje1977@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Ktokolwiek mieszkał w bursie wie jak takie życie wygląda od kuchni,komuna i wszystko wspólne,choć niektórym to pasuje a inni się wkurzają na takie mieszkanie.Mam wiele dziwnych koleżanek a każdym rokiem odkrywam coraz więcej ich malutkich lub większych dziwności z którymi musimy jakoś żyć.Ale najlepsza w moim pokoju jest dziewczyna uwielbiająca po nocach słuchać muzyki albo uczyć się co zawsze wiąże się z długim palenie górnego światła i morzem wypitej kawy,siorbie nam nad głowami.Wywalczyłyśmy po kilku tygodniach żeby muzyki słuchała sobie w słuchawkach,kawę wypijała o wiele wcześniej,niż w nocy i zaczeła używać nocnej lampki do nauki.No i powoli jakoś udaje nam się zmieniać te jej przyzwyczajenia,wychodzimy na prostą,ale mają nam dokoptować laskę z pokoju obok, a ona podobno ciągle czesze swoje długie włosy i człowiek potem ma te włosy dosłownie wszędzie.Już się boję co wyjdzie z tego wspólnego mieszkania,bo czeka nas kolejna przeprawa z dziwactwem koleżanki,ale powoli poradzimy sobie i z tą królową piękności.A ja też muszę sie przyznać do jednej zwariowanej rzeczy z której słynę na swoim piętrze,otóż nienawidzę nosić dwóch takich samych skarpetek,więc co rano wywalam swoje szuflady w poszukiwaniu dwóch czystych różnych oczywiście skarpet.Dziewczyny na początku były w szoku,potem się śmiały a teraz zauważyłam ze zdziwieniem,że niektóre osoby załapały to ode mnie i też paradują tak po bursie a nawet czasami idą tak wystrojone do szkoły.To znaczy niezbicie,że chyba polubiły moje skarpetkowe dziwactwo,przecież przyszli plastycy muszą czymś się wyróżniać w tłumie,niech to będą na początek choć dwie różne odziany stopy... OLIVKA
    olivka1971@o2.pl

    OdpowiedzUsuń