„Imperium Wielkiego Kota” to dość sympatyczna opowieść o przygodach kotów domowych, jak i tych, dla których domem są śmietniki oraz piwnice. Teresa Kuklik stara się pokazać dzieciom, iż te jakże tajemnicze zwierzątka nie tylko wylegują się na kanapach czy biegają za myszkami, ale prowadzą życie niczym nie różniące się od życia nas, ludzi. Otóż koty wykreowane w opowieści należą do dwóch ekip: Imperium i Gangu. Zaś terytoria obu drużyn dzieli wysoki i gruby mur, po którym od czasu do czasu przechadzać lubi się Księżniczka. Każdy z kotów ukazanych w bajce, jest inny – jedne spokojne i ufne, inne pełne werwy, gotowe wbić pazury w czyjeś futerko. Kocich charakterów jest tutaj moc, zaś głównymi postaciami uczyniła pisarka leniwego Gawrona oraz Filipa. Indywidualiści w prążki, łatki albo jednobarwni, to doskonali bohaterowie dziecięcych książeczek.
Sama opowieść nie jest zła. Przeciwnie – jest niezwykle frapująca. Wprawia czytelnika w zadumę, ponieważ przez cały czas coś się w naszym miasteczku dzieje. W pewnym momencie tytułowy Wielki Kot zostanie zmuszony do wzięcia spraw w swoje łapki. Otóż Imperium zostanie podburzone i nikt inny, jak Wielki będzie musiał zadbać o to, aby żaden z jego kocich kumpli, nie zechciał pogwałcić utartych – i do dziś akceptowanych – prawd i zasad. Okaże się więc, iż świat posiadających cztery łapki zwierząt, wcale nie jest nudny i nie ma w nim żadnej monotonii. Wiele się tu dzieje, a co za tym idzie, wiele potrafi się w jednej chwili skomplikować. W jednym dniu koty będą zmuszone zmagać się tylko z codziennością, w innym codzienność stanie się niemal niezauważalna w porównaniu w nowym jutrem.
„Imperium Wielkiego Kota” to nie tylko opowieść godna uwagi ze względu na kocie wojny, ale także ze względu na jedyną w swoim rodzaju sposobność przyjrzenia się kotom podczas innych, niż wojenne i codzienne przygody. Zobaczymy ich w operze, albo w cyrku, czyli tam gdzie nam znani pupile, raczej nie chadzają. My znamy koty tylko z jednej strony, tzn. karmimy naszych kanapowych przyjaciół, gratulujemy im kolejnej upolowanej myszki, wsłuchujemy się w kocie zaloty często podobne do płaczu małych dzieci. Słowem zajmujemy się tym, co mamy możliwość zobaczyć czy usłyszeć. Tego jednak, co milusińscy robią poza naszym wzrokiem, nie wiemy. Autorka pokazuje jednak, że to właśnie wtedy te urocze futrzaki, smakują życie.
Autorka karmi czytelników doskonałym słownictwem. Zdania są w dużej mierze rozbudowane a to w połączeniu z wyszukanym zasobem słów, może… rozczarować co niektóre dzieci. Na okładce znajduje się informacja, dla jakiej grupy wiekowej, książeczka ta została przeznaczona. Niestety ciężko jest się z w pełni zgodzić z wiadomością, że powieść Teresy Kuklik przeznaczona jest już dla dzieci siedmio- ośmioletnich. Wartka i dość zagmatwana akcja, niemal białe, pozbawione ilustracji karty książki, niekoniecznie przyciągają uwagę młodego czytelnika. Dużym plusem jednakże są dość grube kartki, które nie tak łatwo dadzą się podrzeć, albo zagiąć. Dobrym rozwiązaniem jest i gruba, błyszcząca okładka.
Kasia Słocińska
Za książkę dziękujemy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz