Jesteś fanem „Gry o Tron” i jej autora George’a R. R. Martina? Uwielbiasz jego twórczość i pochłaniasz wszystko, co wyjdzie spod jego pióra? Jednak po sutej lekturze jaką jest Saga Pieśni Lodu i Ognia potrzebujesz odrobinę wytchnienia, lecz nie chcesz opuszczać magicznej krainy Westeros? A może dopiero zaczynasz przygodę z sagą, lub serialem, ale nie chcesz rzucać się na głęboką wodę? Jeśli odpowiedź na którekolwiek z powyższych pytań brzmi ‘tak’, to wiedz, że ta książka jest dla Ciebie idealnym rozwiązaniem!
„Rycerz Siedmiu Królestw” to przede wszystkim książka, która nie jest niemożliwie rozciągniętą powieścią, spisaną na tysiącach stron. Spotykamy się tutaj z trzema opowiadaniami, co prawda dość sowitymi, ale skonstruowanymi przez autora tak, że wręcz pochłania się je w mgnieniu oka. Cała książka jest napisana w nieco luźniejszej formie niż książki z sagi. Oczywiście nadal pozostajemy w krainie Westeros, ale sama akcja toczy się wiele lat przed wydarzeniami z Gry o Tron, gdy władze sprawował ród Targaryenów.
Każde z opowiadań w książce to oddzielny epizod z podróży wędrownego rycerza Dunkana i jego giermka Jaja na północ. Ta para głównych bohaterów wygląda na troszkę niedobraną. Dunk to silny, starszy i dojrzalszy chłopak, mający ‘aż’ siedemnaście lat. Nie jest może najbystrzejszą osobą, ale zdecydowanie nadrabia to swoją odwagą i dobrym sercem. Urodził się w slumsach i tam właśnie spędził swoje dzieciństwo. Tylko zbieg okoliczności sprawił, że został wzięty na giermka. Wędrowny rycerz nauczył go jak być dobrym człowiekiem i nienajgorszym wojownikiem, lecz chłopak nie jest bez skazy. Poznajemy go, gdy zakopuje ciało swojego mentora. Ale spokojnie, nie zabił go! Rycerz zmarł, a Dunk jako jego giermek zajął się pochówkiem. Jak wspomniałam, nie był zbyt bystry, dlatego nie pomyślał o udaniu się z ciałem w rodzinne strony swojego opiekuna.
Kłopotem był cały ekwipunek, który został po zmarłym. Młodzieniec nadal był giermkiem i nie mógł tak po prostu sobie go wziąć. Postanowił więc, że przywłaszczy sobie dobytek i przed całym światem będzie udawał, iż jest Dunkanem Wysokim, a pasowany na rycerza został tuż przed śmiercią mistrza. Decyzja ta pociągnęła za sobą sznurki konsekwencji, a że nasz główny bohater często myśli po fakcie… ‘’Dunk przygłup, tępy jak buzdygan…”, nie działa na jego korzyść. Jednakże na swej drodze spotyka pewnego dziesięcioletniego młodzieńca. Łysy chłopak z ciętym językiem okazuje się być kimś znacznie ważniejszym niż – jak myślał na początku Dunk – stajennym. To właśnie on zostanie giermkiem o imieniu Jajo.
Obydwu czeka spora masa kłopotów, które nie będą bułką z masłem. Jak się okazuje, los wędrownego rycerza i jego pomocnika to ciężki kawałek chleba. Nie brak też dylematów moralnych: a to zewsząd oszustwa i blefy, a to panowie feudalni okazują się być niegodni przysiąg wierności, a to teorie spiskowe potwierdzają się w praktyce. Zaś sam wybór pomiędzy honorem lub życiem nie jest wcale taki oczywisty.
W książce roi się od turniejów rycerskich, pościgów i pojedynków. Nie ma za to aż tylu artefaktów magicznych, a sam czarnoksiężnik nie afiszuje się zbytnio z magią. Smoków też nie ma, więc albo już dawno wyginęły, albo się jeszcze nie wykluły. Żaden Władca Ciemności nie budzi się z długiego snu i nie pragnie demonicznie rządzić całym światem.
Wydawać by się mogło, że „Rycerz Siedmiu Królestw” to historia fantasy dla nieco młodszych czytelników. Jest to prawdopodobne, ale pamiętajmy, że nadal pozostajemy w uniwersum Gry o Tron. Może nie ma tu tak drastycznego makiawelizmu, jest mniej przemocy i seksu – bez wątpienia ze względu na wiek bohaterów. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której trzeba pamiętać czytając tę książkę. Autor. W Martinowskich dziełach nie ma taryfy ulgowej. Nie spodziewajcie się więc sielskich przygód dwóch młodych mężczyzn. Obaj wielokrotnie spojrzą śmierci w oczy, poznają co to ból, cierpienie i okrucieństwo. Podobnie jak w sadze Pieśni Lodu i Ognia, ludzie giną często i gęsto i nie jest to nic nadzwyczajnego. Niemiej jednak jest to atut samego autora. Dzięki temu książki stają się bardziej realistyczne, acz nie brakuje w nich fantastyki.
Te trzy opowiadania to bardzo miła odskocznia od ciągnącej się historii mnóstwa bohaterów. Tutaj uwaga skupia się na losach dwóch postaci, co w dużym stopniu upraszcza nam lekturę. Możemy odwiedzić miejsca jeszcze przed pojawieniem się dobrze znanych bohaterów takich jak rodzina Starków, czy Lanisterów. Fani samej sagi sięgną po to na pewno, a ci, którzy jej nie znają „Rycerza Siedmiu Królestw” mogą przeczytać i zorientować się, czy będą zainteresowani taką lekturą. Opowiadania te nie wymagają znajomości całej krainy i zasad tam panujących. Za to świetnie pokazuje zalety pisarstwa Martina – barwny świat, równie barwne i ciekawe postacie, a dodatkowo mnóstwo intryg, tutaj nierozpisanych, na tysiące stron. Nie trzeba przecież zaczynać od wielotomowej sagi, aby dostrzec geniusz George’a R. R. Martina.
Serdecznie polecam!
Kasia Prokopek
Za książkę dziękujemy Wydawnictwu:
Hmm...bardzo ciekawa recenzja. Książka może być fajna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńStarałam się, żeby recenzja taka była. :D
~autorka
Ta książka sprawiła, że zaczęłam czytać PLiO... a to najlepszy prezent, jaki mogłam dostać od Dunka :) Bardzo mi się podobało!
OdpowiedzUsuńJestem fanką Gry o Tron, tak więc Rycerz jest pozycja obowiązkową :)
OdpowiedzUsuń