GREY, GREJ, GRAY…
cokolwiek i jakkolwiek bym nie ujęła, wyszukiwarka i tak doprowadzi
mnie do Pięćdziesięciu twarzy Greya. Książka
ta, choć wywołuje skrajne emocje, wciąż pnie się na listach
książkowych debestów. Nawet jeżeli nam się ona nie spodoba, i
tak chcemy mieć ją ‘odhaczoną’. Kupujemy, pożyczamy czy
wypożyczamy i tym samym zwiększamy jej popularność.
Czytam różności (poza
fantastyką), ale przez pierwszy tom książki E. L. James brnęłam,
niczym przez śnieżną zaspę. Podobno książka ta została
napisana dzięki fascynacji Zmierzchem. Nie czytałam
Zmierzchu a jedynie obejrzałam dwie części kinowej
ekranizacji i także dostrzegam pewne punkty wspólne. To jednak, że
James postanowiła przemycić nieco pomysłów Meyer na karty swej
książki, pozostawmy jej sumieniu. Nie jest to przecież nic złego.
Powieść, która
powstała dzięki fascynacji miłością Belli do Edwarda, mogła być
dobra. James mogła przecież skorzystać z fascynacji wampirami i
pójść w kierunku młodych odbiorców tego rodzaju literatury.
Ambicja autorki sięgała jednak znacznie dalej i Ana i Christian
okazali się… ludźmi. Znacznie od siebie różnymi wprawdzie, ale
ludźmi. On bajecznie bogaty, ona bajecznie naiwna i tu wielka
powieść James zaczyna przypominać dziesiątki tych, które
powstawały, powstają i powstawać będą. Książka szybko stała
się niczym muzyka: pop. Jest popularna, choć nie skrywa w sobie
niczego cudownego, niesamowitego, tajemniczego. Jest zupełnie
zwyczajna, nawet mimo nienormalności jaka drzemie w tytułowym
Greyu. Owa nienormalność wynika z faktu, iż w swej ogromnej
rezydencji, młody miliarder posiada pokój wypełniony wszelkiego
rodzaju zabawkami erotycznymi. Znajdziemy tam kuleczki gejszy,
wibratory, pejczyki, baty do chłostania i wiele innych. Anormalność
bohatera objawia się także na kartach Zasad względem Pana i
Uległej. Grey nie pozwala się dotykać, nie sypia także z
kobietami – co nie znaczy, że nie uprawia seksu! Ten wylewa się z
każdej stronicy. Christian zdaje się być seksualnym wampirem,
który może uprawiać seks o każdej porze oraz w każdym miejscu.
Nienasycenie młodego mężczyzny widoczne jest w dowolnym miejscu
książki (bo na miano powieść, trzeba sobie zasłużyć).
Seks w jego rozumieniu, to doznanie przyjemności sycącej właściwie
tylko jego samego. Wprawdzie Anastasia doznaje wielokrotnych orgazmów
właściwie za każdym razem, ale tego doznać można bez udziału
płci przeciwnej. Tak po prostu zbudowane są TE miejsca naszych
ciał, że orgazm będzie i basta.
Nim jednak dojdziemy do
seksu, warto pochwycić wątek dziewictwa, które zdołała zachować
Ana. Ów fakt może zachwycać, ale i może prowadzić do szyderstw.
Tutaj jednak prowadzi raczej do irytacji głównego bohatera, bo jak
realizować swoje erotyczne fanaberie z zupełnym laikiem? Christian
łamie więc swoje Zasady i wprowadza bohaterkę do krainy
namiętności. Spotkanie smoka z dziewiczością Any, to chyba jedyne
złączenie pary, które pozwala czytelnikowi obserwować tych dwoje
podczas normalnych, zdrowych uniesień. Cała reszta przeniknięta
będzie zwierzęcym popędem, jaki z każdą chwilą uwalniał będzie
Christian Grey. Brak opanowania, to kolejna cecha miliardera, której
wstępnie nie potrafi zaakceptować jego partnerka w łóżku. Jest
ona jednak tak podatna na urok Greya, że dla kolejnych łóżkowych
chwil, przyjmie każdą jego wolę. Dla zapewnienia mu uniesień,
będzie nawet zwracała się doń per Proszę Pana oraz oczekiwała
na niego w pozycji klęczącej. Denerwująca, naiwna i pozbawiona
własnego zdania studentka. Co z tego, że w myślach nazwie cos
niemoralnym, złym, głupim, skoro już w chwilę później podda się
temu i osiągnie kolejny orgazm?
Jeżeli E. L. James
dążyła do napisania powieści erotycznej, nie udało jej się to.
Tu mamy raczej do czynienia z tanim romansem z wieloma wątkami
pornograficznymi. Erotyka i pornos niestety nie stoją blisko siebie.
W książce – a może w owym zbiorze mniej lub bardziej udanych
zdań – ( na miano książka też trzeba sobie zasłużyć)
wciąż powtarzają się te same określenia dwojga bohaterów,
którzy przez setki stron uprawiają coraz bardziej wulgarne harce na
pozbawionym pościeli materacu wielkiego Greya. Seks tych dwojga (o
ile to w ogóle można nazwać seksem) trwa zaledwie kilka chwil,
podczas, których jedna z stron rozpada się na milion kawałków,
zaś druga wzdycha do pierwszej – co ty ze mną robisz?
Doprawdy nie rozumiem, co
w owych dzikich zabawach, jest tak pasjonującego, że niemal każdy
się tym zachwyca. Autorka zbija na tym fortunę – ok, niech jej
będzie, w gruncie rzeczy to nie autorka zachwyca, ale Grey. Wszystko
tutaj opiera się jedynie na kilku powtarzalnych momentach. Ona
przygryza wargę, co prowadzi do jego podniecenia. Ona przewraca
oczami i tym samym wzbudza w nim furię, która objawia się
przełożeniem jej przez kolano i wymierzeniem klapsów a nawet
mocniejszych razów. On kupuje jej drogie prezenty, ona przyjmuje je
jako pożyczkę. On ją inwigiluje, ona idzie z nim na materac. On
podnieca się czerwienią jej pośladków, ona go nienawidzi a owa
nienawiść i tak prowadzi na materac.
Jakie 50 twarzy? Grey ma
jedną twarz – masochistycznego dupka, który do swoich dokonań
może zaliczyć jedynie fakt, iż przyjaźni się z kobietą, która
przed laty wprowadziła go w świat, w jaki on teraz wprowadza
Anastasię.
Autor: Katarzyna
Słocińska
Bingo. Normalnie z ust mi to wyjęłaś x) Ja nawet nie zmęczyłam do końca tej książki. Poddałam się po pierwszych kilkudziestu stronach...
OdpowiedzUsuńJedyny plus, jaki byłam w stanie z tego wynieść? Satysfakcję, ze nie dałam za książkę ani grosza, bo była efektem książkowej wymiany. I dobrze, bo żałowałabym każdego grosza na nią ;/
Czy tylko ja mam wrażenie, że tak jak kiedyś był szał na Harry'ego Pottera i całą tą magiczną otoczkę, do niedawna były wariacje na punkcie "Zmierzchu" i wampirów, tak teraz jest na "Grey'a" i wszystko co z nim związane?
Ja nie rozumiem i nie zrozumiem szału na punkcie tej serii - dla mnie jest żałosna i słaba.
OdpowiedzUsuńTrafnie podsumowane, ja nie wspominam dobrze przygody z tą lekturą
OdpowiedzUsuńSama bym tego lepiej nie ujęła :D Nie rozumiem szału na Greya i chyba nie zrozumiem.
OdpowiedzUsuńCo do książki, zgadzam się, że to po prostu gniot, choć przyznaję, że jej nie czytałam - wystarczyły mi fragmenty znalezione w sieci, bym się skutecznie zniechęciła do tej lektury.
OdpowiedzUsuńZdaję sobie również sprawę z tego, że seria ta zyskała sobie dość sporą popularność, jednak nie stawiałabym takich tez, że "niemal każdy się tym zachwyca" - to już lekka - moim zdaniem - przesada. Istnieje tak wiele osób znudzonych, zniesmaczonych, zniechęconych tymi wypocinami, że słowa "niemal każdy" są tu przesadzone.
Podobnie jak słowa: "Nawet jeżeli nam się ona nie spodoba, i tak chcemy mieć ją ‘odhaczoną’. Kupujemy, pożyczamy czy wypożyczamy i tym samym zwiększamy jej popularność". Ja nie chciałam i nie chcę mieć jej "odhaczonej" i podejrzewam, że wiele osób również.
Joanna