wtorek, 15 października 2013

„1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie)” - Petra van Laak - recenzja

Petra van Laak to matka czwórki dzieci, żona, partnerka biznesowa swojego męża. Perfekcyjna pani domu. Nagle jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni – jej męża zaczynają nękać wierzyciele, rodzina się rozpada, a Petra zmuszona jest z kury domowej zmienić się w Mistrzynię Przedsiębiorczości.

Książka „1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie)” to opowieść o tym, jak ciężko było samotnej matce przestawić się na oszczędne życie, o tym, jak zapewnić czwórce dzieci byt i jak nie zwariować. Petra van Laak podejmowała się różnych prac, by zarobić choćby kilka euro na chleb. Był to zarówno dla niej jak i dzieci szok – z willi nad jeziorem przeprowadzili się do obskurnego (jak na niemieckie warunki) mieszkania i musieli zacząć żyć bardzo oszczędnie. No właśnie, ale czy niemieckie „oszczędnie” oznaczałoby to samo w Polsce? W gruncie rzeczy, gdy czytałam tę książkę, miałam wrażenie, że w Polsce pani van Laak doznałaby załamania nerwowego: już sam fakt, że uznała sklepy typu Aldi czy Lidl za poniżej jej godności, jest widoczną różnicą w poziomie życia w Polsce i w Niemczech. W Polsce byłoby jej zapewne dużo ciężej.

Cytowana na okładce książki Magda Kumorek stwierdziła, że „jeśli w grę wchodzi walka o dobro naszych bliskich, jesteśmy w stanie przenosić góry”. Mimo to mam wrażenie, że Petra van Laak nie była gotowa na przenoszenie gór – odrzuciła pomoc socjalną, szukała przy tym pracy niemalże na siłę (a jak już ja dostała, ciężko jej było ją utrzymać). To, co dla przeciętnego Polaka jest codziennością, dla niej było niemalże życiową tragedią. W moim odczuciu jedynym poświęceniem ze strony Petry van Laak jako matki było odejście od męża i ucieczka z domu, w którym prześladował ich wierzyciel-szaleniec. Choć w sumie dom i tak musieliby opuścić z powodu długów...

Być może „1 kobieta, 4 dzieci, 0 kasy (prawie)” w Niemczech było odebrane jako bajka o Kopciuszku, jednak w Polsce może budzić co najmniej zdziwienie. Jak to – zakupy w tanich sklepach to coś okropnego? Mieszkanie w bloku czy kamienicy to patologia? Nerwowi sąsiedzi przedstawieni niemalże jako potwory? Hej, przecież to całkiem normalne dla przeciętnego Polaka!

Może lepiej zrozumiałabym bohaterkę książki i jej dzieci, gdybym sama przeżyła taką sytuację – z bogatej pani domu została biedną, samotną matką. Bo na dzień dzisiejszy Petra van Laak jawi mi się jako Bill Gates, który musiał zamieszkać w slumsach w New Delhi. Uprzedza co prawda, że sporo koloryzowała, żeby wywołać lepszy efekt – pytanie tylko, czy było to potrzebne? Książkę i tak czyta się lekko, daje sporo do myślenia, a takie podkoloryzowanie nie wychodzi jej na dobre. Duży plus stanowią dialogi między matką a jej dziećmi – i to ratuje całą historię.
 
Karolina Furyk

Za książkę dziękujemy:

5 komentarzy:

  1. Mam podobne zdanie na temat tej ksiazki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie musimy przeżyć tego, co bohaterowie książek, aby ich zrozumieć. Co za bzdurna teoria. Naprawdę rozumiesz tylko te książki, które są podobne do twojego życia? Po to człowiekowi dano rozum i wyobraźnię, żeby potrafił więcej. Nie czytałam tej książki, więc na temat treści się nie mogę wypowiadać, ale na temat pewnych zjawisk poruszonych w tym tekście już tak.

    1. Co w tym dziwnego, że ludzie nie chcą skorzystać z opieki społecznej, kiedy pogarsza się sytuacja życiowa? Pójście po pomoc do państwa to dla wielu osób, również w Polsce, problem utraconej godności. Dla tysięcy ludzi opieka społeczna to norma, dla tysięcy innych ostateczność. Dlaczego takie dziwne jest to, że ktoś stara się dać sobie radę na własną rękę i nawet w biedzie ocalić resztki ludzkiej godności?

    2. Nie udawajmy naiwnych i święcie oburzonych, bo to straszna hipokryzja. W Polsce są również ludzie, dla których Lidl, a już zwłaszcza Aldi to obciach i drwią z tych, którzy się tam udają na zakupy. Dla nich powstały sklepy typu Alma, Krakowski Kredens czy Piotr i Paweł, czyli markety dla bogatych. Bo w Polsce są bogaci i baaardzo bogaci ludzie i nie zaglądają do Lidla. To, że my tam robimy zakupy, nie znaczy, że zaraz się trzeba obruszać, że ktoś uważa te markety za sklepy dla tych biedniejszych, bo tak po prostu jest z ich perspektywy. A, o ile zrozumiałam, autorce chodziło o przedstawienie, jak ta perspektywa się zmieniała wraz ze zmianą jej sytuacji życiowej. Była bogaczką, która czuła wyższość, ale życie ją nauczyło pokory. I z tego, co udało mi się wyczytać w trochę lepszych recenzjach, takie jest przesłanie tej książki, żeby nie oceniać ludzi po stanie posiadania i nauczyć się doceniać to, co naprawdę się w życiu liczy.

    3. Przestańmy powielać mit, że w przeciętny Polak to biedak i nieudacznik z byle jaką pracą. Jest ciężej niż w Niemczech, ale robienie z nas narodu, który wyciąga łapy po opiekę społeczną, żywi się jedynie w Lidlu, a praca to dla niego jedynie dopust boży, to naprawdę przesada. Wielu z nas pracuje, dorabia się, jest zadowolonych ze swojego życia. Nie mamy biedy i beznadziei wpisanej w kod genetyczny. I dla wielu z nas chamscy sąsiedzi i obskurne mieszkania to również rzecz nie do zniesienia. Pogodzenie się z tym, jako czymś zwykłym, brak dążenia do lepszego świata, do kultury i czystości to jest właśnie przyczyna, że "twój" przeciętny Polak jest właśnie taki przeciętny. Ta historia mogłaby się spokojnie wydarzyć u nas i pewnie wiele razy się wydarzyła. Patrzenie na nią z tak zaściankowego punktu widzenia, świadczy tylko o ciasnocie umysłu, braku empatii i wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
  3. A na dowód, że sami Polacy dzielą się na klientów sklepów dla biednych oraz bogatą resztę:
    http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110327/OBSERWATOR/259197821

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas to smutna codzienność, mało kogo stać na luksusy. Sam zakupy robię głównie w Biedronce :-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też robię zakupy w Biedronce i się wcale nie wstydzę... ale mam w bloku lekarzy , wykładowców akademickich, których w biedronce nie uświadczysz. więc rzeczywiście dla niektórych musi to być obciach.

    OdpowiedzUsuń