Kiedy
wchodzę do zabytkowego kościoła, uwielbiam zamykać oczy i wdychać
zapach świątyni; lubię dotykać chropowatych murów i czuć pod palcami
szorstkość cegieł; lubię podziwiać architekturę kościoła i milczeć.
Denerwują mnie trajkoczący przewodnicy, którzy w natrętny sposób
opowiadają o historii budowli.
Jeszcze za wcześnie, jeszcze nie teraz….
Nie mam ochoty myśleć, chcę tylko czuć. Najpierw w samotności
chcę pobyć ze sztuką, dopiero później czegoś się o niej dowiedzieć,
posłuchać i w nowy, już doskonalszy sposób spojrzeć na dzieło.
Dziś
skończyłam lekturę najnowszej powieści autorstwa Pana Piotra Owcarza.
Profesjonaliści zarzucą mi pewnie, że niewiele z niej zrozumiałam, nie
potrafię wymienić wszystkich bohaterów, podać dat, mylą mi się niektóre
historyczne wątki…Nie zważam na krytyków, przewracam karty „Wichmana” i
czuję , jakbym przechadzała się po wielkiej mrocznej, świątyni. Nie
znam autora obrazu i nie wiem, kto uwieczniony jest na rzeźbie, nie
zmienia to jednak faktu, że dzieła te wzbudzają mój podziw i zachwyt.
Drżąc z przejęcia, idę na palcach, aby zbyt głośnym krokiem nie zburzyć
panującej tu ciszy.
Idźcie za mną w milczeniu … Niebawem wtargną tu
przewodnicy. Donośnym głosem opowiedzą wam o Wichmanie i jego epoce.
Wymienią plusy i minusy dzieła Pana Piotra Owcarza. Ich głos odbije się
echem od murów.
Usiądźcie obok mnie i posłuchajcie. Tak zaczyna się ta niesamowita opowieść:
"Rzym, rok 962, 2 lutego, niedziela, Matki Boskiej Gromnicznej
– Niech żyje cesarz! Niech żyje cesarz! – wołali panowie niemieccy w pięcionawowej bazylice świętego Piotra.
Wśród nich głos zdzierał Bodo Saksończyk. Bodo, z racji swych zasług i
stanu, stał w nawie głównej blisko przejścia, którym kroczył dumnie
imperator wraz z żoną, Adelajdą. Dokładnie widział jego triumfujące
oblicze. Choć twarz monarchy była brodata i pomarszczona, Augustus Otton
przewyższał wyglądem wszystkich dotychczas widzianych przez Bodona
królów. Przyozdobiony wspaniałym ornatem i wysadzaną perłami koroną, w
prawej ręce trzymał berło, w lewej sphairę. Inkrustowanego gladiusa
niósł za nim miecznik Ansfried, w towarzystwie bogato wystrojonych
dworzan i rycerzy. Adelajda, prócz ciężkiej obręczy na głowie, odziana
była w obfitą, fałdzistą szatę barwy czerwonej oraz wzorzyste,
przetykane złotem ciżmy. Stąpała po marmurowych płytach dostojnie, ale
nieco sztywno, co upodabniało ją bardziej do prowadzonej na sznurkach
lalki niźli wielkiej władczyni.
Para cesarska szła przez środek
bazyliki prosto do Porta Argentea. Przed ołtarzem świętego Maurycego
pozostali w niemych pozach udzielający namaszczenia olejkiem
egzorcystycznym duchowni: papież Jan XII oraz biskupi z Albano, Porto i
Ostii.
Chóry kleryków i mnichów zaintonowały Te Deum, odezwały się dzwony. W przejście wbił się tłum.
Bodo poprawił zsuwający się z bioder ozdobny pas ze skóry i zaczął się przeciskać w stronę srebrnej bramy…"
Piotr Owcarz WICHMAN
Recenzję napisała: Iga Adams
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz