"Państwo Tamickie” Joanny Łukowskiej w pierwszej kolejności przyciągnęło mnie egzotycznie brzmiącym tytułem. Bardzo pomysłowym i udanym, a do czego nawiązuje nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy potencjalnym czytelnikom. Zapewne, podobnie jak ja, docenią poczucie humoru autorki. Moje osobiste pierwsze skojarzenia były związane z egzotycznymi światami, i w pewien przewrotny sposób nie były takie dalekie od prawdy.
W Państwie Tamickim dzieje się dużo, i generalnie dzieje się dobrze. Autorka praktycznie co rozdział zaskakuje nas nowymi perypetiami jakie przeżywają bohaterowie i nowymi wprowadzanymi postaciami. Takie książki czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Pomagają się odprężyć i oderwać od problemów. Nie sposób nie polubić głównych bohaterów, Joanny i Macieja, których poznajemy w przeddzień ślubu, i którym towarzyszymy w kolejnych latach życia i przełomowych momentach, oraz całej galerii innych postaci przewijających się w tej opowieści – tych powracających wielokrotnie jak i tych epizodycznych.
Do moich ulubieńców należą Franciszek Wons zwany pieszczotliwie Wesołym Staruszkiem, Roman Pędrak, który zawarł bliższą znajomość piwniczną z Joanną, i pechowy Świadek Jehowy, który wpadł nieopatrznie na pomysł jej nachodzenia i nawracania. Kto chciałby poznać bliżej wyżej wymienionych panów musi zajrzeć do książki i przekonać się osobiście o czym mowa, nie odbiorę nikomu tej radości zdradzając więcej szczegółów. Jej niewątpliwym atutem jest zabawny styl, który wywołał u mnie liczne ataki niekontrolowanego śmiechu, a jak wiadomo śmiech to zdrowie. Kolejną zaletą książki są liczne humorystyczne odwołania do specyfiki przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, czyli schyłku komunizmu i początku dzikiego kapitalizmu.
Młodsi wiekiem czytelnicy pewnie z niejakim zdumieniem dowiedzą się choćby o istnieniu książeczek mieszkaniowych i wszelkich karkołomnych kombinacjach związanych z wejściem w posiadanie własnego M-3, starszym, być może, zakręci się łezka w oku i powspominają z sentymentem własne doświadczenia w tym względzie.
Zastanawiałam się jak określić tę książkę, i pomyślałam sobie, że to taka patchworkowa opowieść. Kolejne rozdziały i epizody są jak kolorowe kawałki patchworkowej kołdry – niemal każdy w innym kolorze, każdy z innej gatunkowo tkaniny, a jednocześnie razem tworzące wykończoną kolorową zgrabną i ciepłą całość. Dobrą na długie, zwłaszcza zimowe wieczory. Polecam z czystym sumieniem każdemu, kto chciałby odetchnąć!
Recenzję napisała: Kinga Kosiek
E-booka otrzymaliśmy dzięki uprzejmości:
Tytuł: Państwo Tamickie
Data wydania: 2011
Wydawnictwo: RW2010
ISBN: 978-83-63111-08-3
Ilość stron: 201
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz