sobota, 13 sierpnia 2011

Nauka w las nie idzie..podobno?

Strzała..:)

Dziś w menu zapodam pikantną opowieść z pogranicza edukacyjno-poznawczych,ale najpierw może kilka słów a propos stanu zwanego szczęściem.No tak jakoś mnie ostatnio wzięło nad chlipaniem nad owym stanem i tak...

Od maleńkości mamy poniekąd błędne jak na moje oko rozumienie pojęcia szczęścia,tak na zdrowy rozum, jak byśmy tak do końca i co dziennie byli szczęśliwi to jakim sposobem byśmy sobie wykoncypowali, że to właśnie to, a nie co innego...z deka goryczy tesz musi być.
Inna sprawa że myśląc o owym stanie pomyślałam o onym także w kontekście bardziej osobistym,i wnioski były powalające.W większości przypadków dopiero po niewczasie się orientowałam ,że ten właśnie okres był tym stanem,jakaś chyba mało rozgarnienta jestem .....W związku z tym, przestaję klepać paciorki o wyżej wymienioną kwestię w moim życiu,a zaczynam klepać o dobrą lupę,co by jak tak, i w ak sam raz ,chwila ta miała nadejść onej nie przegapić..:)))))


Lekcja pływania..

Jedna moja przyjaciółka jakiś czas temu postanowiła zapisać się na lekcję pływania.No tak to już jest niektórzy nie umieją tańczyć,inni prowadzić samochodu, Zuza nie umiała pływać.Ak sam raz w okolicy nieopodal ,gdzie ówcześnie pomieszkiwałam z w/w był basen,na którym logowałyśmy się z całą ekipą tak dwa razy w tygodniu,a że oko i na kim było zawiesić to połączyłyśmy przyjemne z porzytecznym..:)))))wracając do tematu..Zuza jest osobą o dość złorzonej osobowości jednakże jak sobie coś postanowi to nie ma zmiłuj.Nie uznaje także żadnych grupowych nauk,raczej wszystko indywidualnie:))))).Opłaciła instruktora i zaczeła lekcje..:)facet z deka wzbudził moje zaufanie bo wyglądał na takiego co to nie za wiele rzeczy jest go w stanie z równowagi wyprowadzić..Muszę przyznać że po paru lekcjach nawet nieźle zaczęła przebierać rączkami i nórzkami na tyle dobrze że szanowny pan instruktor odstawił tyczkę którą zazwyczaj mocował do adeptki i Zuza waliła oburącz w wodę solo bez asekuracji...do czasu...

Nadszedł owy dzień nauki i jak zwykle z wielką ochotą nasza adeptka wskoczyła do baseniku po nauki...jak to się stało tego nie wie nikt ale po paru minutach pobierania nauk...no nainormalniej we świecie zaczeła się topić...Pan instruktor przez sekund parę przyglądał się na kipiel nie wierząc piosence,po czy dał nura za topielicą i ją wyratował,niestety brakowało jedynie góry od bikini która radośnie unosiła się na tafli wody....A nauka z tego płynie prosta .....zawsze miej odpowiednio zawiązane opalacze...:))))

A wy jaką macie anegdotę wodno-słoneczną.....:)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz