poniedziałek, 2 czerwca 2014

Małgorzata Kalicińska – „Widok z mojego okna, szersza perspektywa”

Pozycja ta jest zbiorem felietonów (a raczej jak nazywa je sama autorka – felków, bo felieton to rzecz poważna), które Małgorzata Kalicińska publikowała na łamach czasopisma „Bluszcz”, oraz kilku innych, które znalazły się na jej blogu. Felietony, które ukazywały się w prasie, poza strawą duchową, pomagają w strawie cielesnej, gdyż każdy z nich opatrzony jest ciekawym, ale na szczęście nie trudnym przepisem. Znaleźć tu możemy wypróbowany już przeze mnie przepis na pastę jajeczną (polecam), zupę pomidorową, cebulową, ziemniaczaną oraz przeróżne sałatki, ciasta, desery i wiele, wiele innych, naprawdę mało skomplikowanych smakołyków.

Tak jak i różne są tu przepisy, tak i tematyka felietonów jest bardzo różnorodna. Autorka w przepiękny sposób wspomina m.in. swoją nauczycielkę muzyki, która była wyjątkowo zaangażowanym w swoją pracę pedagogiem, opisuje również swoje mamy – tą prawdziwą i tą, która stała się drugą matką, czyli teściową. Autorka porusza również temat słupków oglądalności telewizji. Opisuje kilka głupkowatych programów rozrywkowych – oczywiście bez konkretnych tytułów czy nazwisk, ale z genialnych opisów spokojnie można się zorientować kogo ma na myśli.

Moje ulubione felietony to te, w których toczy się rozmowa autorki ze swoim sąsiadem Marianem – mistrzem zupy pomidorowej na wiejskiej kurze, z domowymi kluseczkami. Oczami wyobraźni widziałam wtedy panią Małgorzatę, siedzącą sobie w okienku wiejskiej chaty, pod którą rosną różnobarwne malwy, a za zielonym płotem (nie wiem czemu akurat taki kolor wyszedł mi na prowadzenie) nieduży facecik z owa kura rosołową wystającą z reklamówki… Jako przyjaciele poruszają wszystkie tematy, ściśle babskich (jak kobieca literatura, czy majstrowanie przy poprawianiu urody) nie pomijając. Robi się jakoś swojsko, wakacyjnie.

Pojawiały się jednak teksty nie tylko miłe i sielankowe. Dosyć buntowniczy był felieton broniący praw gejów i lesbijek, chociaż chyba bardziej gejów – zdaniem autorki lesbijki nie mają u nas w kraju aż tak źle. Również i inne tematy burzyły krew – nie tylko autorki, ale i z pewnością czytelników takich jak ja. Pomimo, że Małgorzata Kalicińska nie jest katoliczką – co kilkakrotnie w tych felietonach podkreśla, to jednak dużą i ważną część swoich tekstów poświęca tematowi świąt i polskich tradycji z nimi związanych. Opisuje Wigilie – te, które pamięta ze swojego dzieciństwa, oraz te przeżywane teraz – często w innych krajach, z dala od rodziny, przygotowań i całej przesłodzonej atmosfery, która wylewa się na nas od połowy listopada ze wszystkich mediów czy wystaw sklepowych.

Jako niekatoliczce, Pani Małgorzacie wydaje się, że może krytykować inne religie. Jeden z felietonów poświęciła w całości krytyce Dekalogu. Ten rozdział nie podobał mi się wyjątkowo. Większość przykazań odnosi się do wszystkich ludzi, bez względu na ich wiarę, przekonania czy poglądy. Po co więc krytykować prawo nie tylko Boże, ale na pewno – naturalne? Czyżby autorka stawiała się ponad samym Bogiem i była mądrzejsza, niż wszyscy ludzie stanowiący prawo? Jest to jeden z ostatnich opublikowanych w tej pozycji tekstów i zdecydowanie pozostawił nie smak po całej książce.

Większa część felietonów jest ciekawa, zaskakująca, czy choćby po prostu bardzo prawdziwa i ogólnie całość czyta się bardzo dobrze. Jednak kilka tekstów położyło się ciemną smugą na całym dziele, przez co cała pozycja traci na wartości. Z racji tego, że teksty przedstawione w tej książce są dosyć krótkie, czyta się je szybko i całkiem przyjemnie.

Alicja Anna Kowalik

Za książkę dziękujemy:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz