czwartek, 31 lipca 2014

Leokadia w Krainie Czarów - recenzja

Dawno nie czytałam tak wulgarnej książki, a właściwie nie książki a książeczki, bo „Leokadia w Krainie Czarów” liczy jedynie 160 kilka stronic. Nie tyle też wulgarnej ze względu na umieszczone w niej opisy a na natężenie słów wulgarnych.

Powieść zdaniem autorki jest jej „prawie” debiutem, stąd też można wybaczyć młodej literatce niepohamowanie w stosowaniu słów niecenzuralnych. Przeklinać trzeba po prostu umieć. Nie wystarczy wpisywać słów między inne, a trzeba je wpasować, by znaczyły, choć były niemal niewidoczne.

Książka o której między miłośnikami gatunku fantasy (konkretnie urban fantasy) głośno było jeszcze nim się ukazała, pojawiła się na rynku stosunkowo niedawno. Wydało ją – całkiem ładnie zresztą – Wydawnictwo Novares. Powieść kusi delikatną i subtelną okładką, ale niestety odpycha nieco pogmatwaną treścią. Rażą również nagminne anglojęzyczne wtrącenia, które dodatkowo rozpraszają czytającego. Negatywny wydźwięk ma też stosowanie zbyt wielu wielkich liter w środku zdania – oznaczają i nazywają za jednym zamachem. Nie wiem czy pomagają, ale na pewno pozwalają się bezbłędnie zgubić w akcji. Podobnie, jak sytuowanie akcji raz w „jestem”, raz w „byłem”.

Główną postacią książeczki, jest wreszcie dorosła Leokadia, która choć przyszła na świat w zupełnie normalnej, kochającej się rodzinie, została zmuszona do zmierzenia się z brutalnością Krainy Czarów. Nim tutaj trafiła, dowiedziała się o Krainie wielu rzeczy. Niestety żadna z nich się nie sprawdziła. Lea została Rządzoną, zaś jej kuzynka Daniela – od zawsze bardziej kochana przez babkę – Rządzącą. W jednej chwili Leokadia przestała czuć się bezpiecznie, straciła też ostatnią nić przyjaźni łączącą ją niegdyś z Danielą.

Aby trafić do Krainy, trzeba było otrzymać tzw. Znaki. To one miały późniejszy wpływ na dalsze życie danej osoby. Lea dzięki nim stała się postacią niebywale potężną, ale jako, że trafiła na sam spód drabiny, musiała walczyć o każdy oddech pokonując przerażające wyzwania. Miejsce, w którym bohaterka musi walczyć o siebie, do złudzenia niestety przypomina świat Katniss z „Igrzysk śmierci”. Obie książki niestety napisane zostały jednak na różnych poziomach.

Katarzyna Słocińska

                                                               Za książkę dziękujemy:

1 komentarz:

  1. Hmm..chętnie bym ją bliżej poznała :)
    Pozdrawiam,
    Natalia :)

    OdpowiedzUsuń