środa, 12 lutego 2014

"Na rogu świata i nieskończoności, wspomnienia o Franciszku Fiszerze" - Loth Roman - recenzja

Są osoby, które zapadają w pamięć, choć "kontakt" z nimi był incydentalny. Tak właśnie stało się w moim przypadku - a ową osobą był Franc/Franciszek Fiszer.

Niegdyś (sporo lat temu.) czytałam książkę "Maria i Magdalena" Magdaleny Samozwaniec. Autorka wspomina w niej o spotkaniu z tym nietuzinkowym człowiekiem. Jego fizjonomia oraz oryginalne usposobienie, podejście do życia, jego filozofia sprawiają, że choć nie pozostawił po sobie żadnych tekstów, niewiele pamiątek zachowało się, to pozostał w żywej pamięć osób, które miały niewątpliwą przyjemność spotkać go na swojej drodze życiowej.

Można by powiedzieć, że był człowiekiem niepasującym do swej epoki, choć w zasadzie jego sposób życia sprawiał, że większość "zwykłych śmiertelników" stwierdziłaby, iż jego priorytety są nie do zaakceptowania. Choć pochodził z bogatej rodziny, wnet znalazł się w trudnym pod względem materialnym położeniu. I nie sprawiły tego jakieś kataklizmy czy też ludzka nieżyczliwość. Był po prostu osobą uważającą , iż pieniądze są po to, by je wydawać, by korzystać z możliwości, jakie dzięki nim się pojawiają. Zatem podróżował, studiował, spędzał czas na dysputach, w kawiarniach i restauracjach. W końcu jego legendarny wygląd nie wziął się znikąd: "Większość podbizn i karykatur ukazuje nam jego sylwetkę z lat ostatnich. Był już wtedy potężnej tuszy i zwalistej postury, w binoklach, ostrzyżony krótko na jeża, w przymałym kapelusiku na czubku głowy, w dobrze wysłużonym ubraniu, choć zawsze z pretensjami do elegancji. Palił fajkę." (Roman Loth) W latach młodości nabrał zwyczaju wpinania w klapę surduta świeżego kwiatu i to przyzwyczajenie pozostało mu na zawsze.

Podobnie wierny było swoim poglądom i zasadom. Straciwszy majątek, żył jako rezydent. Całymi miesiącami, ba - latami, pomieszkiwał u znajomych, przyjaciół. Nigdy nie stał się człowiekiem zabiegającym o dobra materialne. Owszem, pozwalał się gościć i zapraszać na obiady czy też kolacje, jednak wzbraniał się przed przyjęciem jakichkolwiek sum pieniędzy. Ale też - jak wspominają przyjaciele na propozycję podjęcia jakiegoś zajęcia zarobkowego odpowiedzieć miał Fiszer: "- O, nie! Mój panie, kto w życiu dotąd pracą się nie zhańbił, ten się nią już nie zhańbi!".

A kim był ten nietuzinkowy człowiek? Według przekazu Artura Śliwińskiego w czasie pierwszej wojny światowej przebywał Fiszer w majątku, który znalazł się w pewnej chwili w centrum działań wojennych. Gospodarze opuścili dom, ale Fiszer został. Gdy pod dworek zajechał odział niemieckiej jazdy z generałem na czele, wywiązała się rozmowa. Na pytanie ze strony Niemca, czym się zajmuje, Fiszer odpowiedział: "Zajmuję się metafizyką". I rzeczywiście - filozofia była jego pasją, studiował te właśnie zagadnienia, wciąż dopracowywał własny system filozoficzny, a jego naczelnym założeniem było twierdzenie, iż "bytu nie ma". Nie zachowały się jednak żadne zapiski na ten temat. (Jak wspominał Jerzy Stempowski: "Nie słyszałem, aby ktoś posiadał coś więcej niż pocztówkę pisaną jego ręką.") Ale filozoficzne dywagacje nie były jedyną aktywnością Franciszka Fiszera. Był facecjonistą, erudytą z doskonałą pamięcią, z zapałem prowadził rozmowy na tematy z kulturą i sztuką związane (choć jego interlokutorzy narzekali na trudności z dojściem do głosu.) Poza tym uwielbiał spotkania towarzyskie, biesiadowanie, był smakoszem.

Jego barwna postać była tak charakterystyczna, iż stał się swoistym modelem dla wielu bohaterów literackich - cechy fizjonomii i oryginalne zachowanie, poglądy Franciszka Fiszera odnajdziemy w utworach Jana Lemańskiego ("Ofiara królewny"), Tadeusza Jaroszyńskiego ("Sąsiadka"), Antoniego Słonimskiego ("Rodzina") czy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza ("Trzy serca") - a to jedynie kilka tytułów, takich "literackich sobowtórów" jest więcej.

Był też Franciszek Fiszer osobą o ciętym dowcipie i wyjątkowej inteligencji, zatem osoby, którym dane było go poznać, w swych wspomnieniach przywołują przeróżne bon moty, riposty, ba - całe passusy jego autorstwa, nieodmiennie bawiące i zaskakujące. A jak przekazuje to Roman Loth, gdy były one wzbogacone o wyjątkowy tembr głosu, gdy się widziało imponującą postać Fiszera - wrażenie było niezapomniane. I często trudne do przekazania. Zatem te historie to jedynie jakaś część portretu niezwykłego filozofa, który żadnych dzieł po sobie nie zostawił. Warto poznać choć ten ułamek.

Katarzyna Otłowska

Za książkę dziękujemy Wydawnictwu:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz