Gdy Bóg
odchodzi, los wszystkich trzech światów staje się niepewny. Wśród Aniołów
powstał rozłam, a Archanioł Gabriel, opętany żądzą władzy, pragnie rozpętać Apokalipsę.
Nie liczy się cena, którą przyjdzie zapłacić ludziom i aniołom, gdy Gabriel
ujawnia swoją mroczną naturę i zmienia się w krwiożerczą kreaturę. Do osobistych
celów wykorzystuje swoich braci, demony i Upadłych. Nie cofnie się też przed
potraktowaniem Syna Bożego, jako jednego z pionków w grze. Brzmi świetnie,
prawda? Tylko z czytaniem już gorzej. Do końca nie wytrwałam. Rozdział za
rozdziałem, nadzieja na rozwój akcji staczała się coraz niżej, aż sięgnęła dna
po przeczytaniu dwustu trzydziestu stron.
W swoim
dotychczasowym życiu z pewnością przeczytałam więcej książek, niż przeciętna
osiemnastolatka, a już na pewno tyle, żeby wiedzieć czego szukać. Fabuła to
coś, bez czego nie ma książki. A przynajmniej nie takiej prawdziwej, która ma
,,duszę’’. Czytając ,,Anielski śpiew’’ miałam wrażenie, że czytam chaotyczny
zlepek scen, które w sumie niewiele wnoszą, a akcja zdaje się stać w miejscu. Językowi
brakuje lekkości, na dodatek w żadnej książce nie znalazłam tylu błędów.
Okazało się, że odmiana przymiotników przez przypadki, to już wyższa szkoła
jazdy. Przykłady można mnożyć i dzielić, a najlepiej wyciągnąć czerwony
długopis. I zaczynam mieć awersję do słowa ,,makówka’’, które w większości przypadków
pasowała jak pięść do nosa.
Postaci są
do cna płaskie i papierowe. Nie jest ich mało, ale szczerze, to nie
zapamiętałam nawet połowy. Nie ma po prostu siły, żeby związać się z bohaterami
emocjonalnie, skoro nie można ich poznać. O blond włosach Gabriela i jego
bródce z warkoczykami czytałam tyle razy, że miałam go powyżej dziurek w nosie,
ale w sumie to dowiedziałam się o nim tylko, że jest nadzwyczaj irytujący i ma
ego większe, niż wszystkie modelki Victoria’s Secret razem wzięte.
W tym
wszystkim znalazłam jedną dobrą stronę: piękne wydanie. Gdyby książki oceniało
się po okładce, z pewnością noty byłyby wysokie. Tylko cóż z tej wspaniałej
szaty graficznej, jeśli sama zawartość pozostawia wiele do życzenia.
Czytanie
,,Anielskiego śpiewu’’ to istny test na cierpliwość i wytrwałość. Poległam na
obu polach. Lektura była niemal namacalnie bolesną torturą. Okazało się, że te
dwa słowa nie rymują się bez powodu. Stwierdzenie ,,męcząca’’ w przypadku tej
książki nabrało nowego wymiaru. To był bieg z przeszkodami, niektóre okazały
się nie do przejścia.
Anna Bellon
Za książkę dziękujemy:
Łuuuhuu.. trzymam się z daleka :) a wiesz, odmiana przez przypadki trudna sprawa, nie? :D
OdpowiedzUsuńNo ba, że trudna :P Do tej pory pamiętam całą tablicę zapisaną słowami do odmiany i po kolei do tablicy się szło ;)
Usuń