poniedziałek, 2 czerwca 2014

Ann Vanderhoof - W krainie obfitości mango - recenzja

„Smaczna książka!” – pomyślałam, biorąc do ręki egzemplarz podróżniczego pamiętnika Ann Vanderhoof. I nie pomyliłam się. Każda strona tej niesamowitej literackiej wycieczki to smakowanie, kosztowanie, upajanie się życiem z dala od monotonii ponurego nieba Północy.

Małżonkowie z Toronto, znużeni pracą w wydawnictwie, pogonią za terminami, koniecznością życia w tym samym, od lat powtarzającym się schemacie, postanowili pewnego dnia wszystko zmienić. Hasło „Płyniemy na Karaiby!” stało się motywem przewodnim tzw. planu pięcioletniego. Okres pięciu lat Ann i Steve zdecydowali się wykorzystać na solidne przygotowanie się do rejsu na Południe. Po tych pięciu latach już nic nie dzieje się zgodnie z terminarzem.

Tytuł oryginału brzmi The Embarrassment of Mangoes. Uczuciem, które stale towarzyszy bohaterom, jest nie tylko zachwyt i chęć czerpania pełnymi garściami z „krainy obfitości”. Ann i Steve są przede wszystkim „zakłopotani rajem”, onieśmieleni i porażeni bogactwem smaków, aromatów, kolorów, doznań. „Zaaferowanie” krainą mango kryje w sobie nie tylko „bycie zainteresowanym”. To także „bycie onieśmielonym”. Bohaterowie są zawstydzeni tym, że raj jest na wyciągnięcie ręki, niemal nic nie kosztuje i zniewala lawiną bodźców.

Podróżniczy pamiętnik jest okraszony garścią autorskich przepisów kulinarnych. Ann, której pasją jest gotowanie, z zapałem i radością eksperymentuje z miejscową kuchnią. Przybysze z Północy próbują miejscowych specjałów i są zachwyceni odkrywanym każdego dnia obszarem smaków. Ann uczy się lokalnej kuchni od zaprzyjaźnionej Dingis, podpatruje, zbiera przepisy kulinarne, zdobywa wiedzę w zakresie przyrządzania południowych produktów. Twórczo wplata miejscowe smakołyki w przepisy na znane sobie potrawy, przetwarza receptury, których nauczyła się na Bahamach i Karaibach. Ukoronowaniem kulinarnej pasji Ann jest nazwa jachtu: „Receta”, co po hiszpańsku znaczy „przepis”.

Książka jest „smaczna” nie tylko z powodu opisów „słodkiej” Grenady, skarbów Trinidadu, targu kwiatów na Dominice, obfitości owoców, ryb i rumu, ale także dzięki humorowi, wprowadzonemu w tok opowieści. Oto poznajemy Ministra Rumu, mistrza pogody Herba, księgarza-filozofa Cleo i szereg innych sympatycznych postaci, które bawią w miły i ciepły sposób.

Jest w tej opowieści jednakże jeden mocny zgrzyt. Entuzjastyczne recenzje w amerykańskich pismach sugerują, że mamy do czynienia z książką „smakowitą i aromatyczną”, z opowieścią, którą chciałoby się przeżyć, dotknąć, posmakować. I tak jest, jeśli chodzi o fabułę. Co jednak z narracją? Powinnam wgryzać się w prozę jak w soczyste mango i czuć, jak sok płynie mi po twarzy, a ja staję się coraz bardziej głodna lektury. Tymczasem otrzymuję zdania okrągłe, uładzone, suche, nudne… Nie wiem, na ile jest to kwestia opowieści Ann, a na ile sprawa tłumaczenia, które być może nie oddało soczystości angielskiej wersji językowej.

Ann i Steve odkryli podczas rejsu znacznie więcej niż obfitość mango. Prawdziwym owocem tej podróży była czysta, niczym nieskrępowana radość życia. Ludzka życzliwość, czas kreowany, zawsze podporządkowany człowiekowi (nigdy odwrotnie!), fizyczne doznania, nowe umiejętności, wyostrzenie zmysłów, praca na tyle, na ile jest to konieczne do przeżycia i całkowita harmonia z bujną naturą to znamiona wolności, której doświadczyli i którą na zawsze zachowają w sobie.

Magdalena Ciechańska

Za książkę dziękujemy:

1 komentarz: